Już niedługo rozpocznie się sezon studniówkowy, długo wyczekiwany moment przez wielu uczniów sokólskich (i nie tylko) szkół. Dzisiejsza zabawa studniówkowa i sama ceremonia jej przygotowania znacząco różni od tej sprzed 30 czy 20 lat. O to jak zmieniły się studniówkowe bale i o to jak je pamiętają, zapytaliśmy nauczycieli i dyrektorów sokólskich szkół ponadgimnazjalnych. Mimo, że w swoim balu studniówkowym uczestniczyli dosyć dawno, wciąż pamiętają jego przebieg.
- Różnica między studniówkami kiedyś a dziś, jest przede wszystkim taka, że niegdyś studniówki odbywały się w szkole, nie zaś jak teraz w salach bankietowych, które są rezerwowane dużo wcześniej. Podnosi to też znacznie koszty tego przedsięwzięcia. W ostatnich latach zaobserwowaliśmy, że niestety nie wszyscy uczniowie chcą uczestniczyć w zabawie studniówkowej. Z różnych względów, zwłaszcza finansowych. Z żalem należy stwierdzić, że studniówki się komercjalizują - mówi Eugenia Garbuz, wicedyrektor Zespołu Szkół w Sokółce.
Jak dodaje - studniówka to po prostu kolejny bal w życiu młodego człowieka. - Umknęła gdzieś ta wyjątkowa atmosfera, ten nastrój szkolnej zabawy, która wprowadzała uczniów w dorosłość - mówi.
- W związku z tym, że pracuję w szkole już 36 lat, mam trochę inne spojrzenie na studniówki - mówi Andrzej Dowgiert, nauczyciel informatyki w Zespole Szkół w Sokółce, absolwent sokólskiego "ogólniaka". - Bez względu na to jak zmieniły się czasy, studniówka powinna odbywać się w szkole, jest to przecież wydarzenie szkolne. Kiedyś też w dobrym tonie było, kiedy uczniowie zapraszali na bal studniówkowy wszystkich pracowników szkoły, począwszy od sprzątaczek, kucharek po dyrektora. Teraz jest, delikatnie mówiąc, inaczej. Nie zaprasza się nieraz nauczycieli, którzy uczyli w pierwszej klasie - stwierdza nauczyciel.
- Dlaczego studniówka była kiedyś tak ważna? Bo to był wówczas pierwszy i najważniejszy bal w życiu. Teraz młodzi ludzie mają za sobą bal gimnazjalny, połowinki i dopiero studniówkę. Dlatego traci ona dla nich tą wyjątkowość - dodaje Andrzej Dowgiert.
- Te szkoły, które mają możliwość zorganizować taki bal studniówkowy u siebie, powinny z tego korzystać. Ale z drugiej strony zdaję sobie sprawę, dlaczego tego się nie robi - mówi Marek Andrzejewski, absolwent sokólskiego LO, wicedyrektor Zespołu Szkół Rolniczych w Sokółce. - Dla szkół jest to po prostu wygodniejsze, gdy uczniowie studniówki organizują w wynajętych salach. Ponadto jeśli chodzi o samą ideę studniówek, to taki bal powinien uczyć młodych ludzi jak powinni postępować w takich oficjalnych sytuacjach. Co prawda rzadko jestem uczestnikiem balów, ale widzę, że młodzież ma kłopoty z zachowaniem się na tego typu imprezach - mówi wicedyrektor ZSR.
Jak oni sami pamiętają swoje studniówki?
- Dziewczęta nie mogły być tak wystrojone jak dzisiaj, więc dominowały stroje czarno-białe i niebieskie, dużo bardziej stonowane. Natomiast jeśli chodzi o samą zabawę, to miała ona podobny przebieg jak dzisiaj. Na swojej studniówce bawiłam się bardzo dobrze. Była wówczas bardzo ostra zima, a na studniówkę musiałam dojechać nie samochodem, ale PKS-em. Podobnie było z powrotem. Do domu wróciłam około 4 czy 5 nad ranem, również PKS-em. Podobnie jak reszta moich znajomych - mówi Joanna Pyłko, dyrektor Zespołu Szkół w Sokółce.
- Moja studniówka odbywała się w murach tej szkoły (Zespół Szkół - red.), na salce, gdzie teraz są prowadzone zajęcia z boksu. Tańczyliśmy poloneza zaczynając na sali, prowadząc korowód po całej szkole, po korytarzach, schodach, kończąc z powrotem na sali. Wszyscy byli w skromnych strojach. Oczywiście każdy z nas mógł zaprosić osobę towarzyszącą, ale nigdy nie była to osoba anonimowa, ani dużo starsza. Wówczas była lista, na liście należało wypisać imiona i nazwiska zapraszanych dżentelmenów lub pań, napisać skąd są. Taka osoba była potem akceptowana, najpierw przez rodziców, później przez wychowawcę. To były fajne czasy - wspomina Andrzej Dowgiert.
- To było szkolne święto klas maturalnych. Zabawa odbywała się na szkolnych salach gimnastycznych, udekorowanych dużo wcześniej przez maturzystów. Były dyskusje, były plany tych dekoracji. Sale lekcyjne, w których odbywał się poczęstunek, też były specjalnie przygotowywane. Szkoła po prostu żyła studniówką. Oczywiście na początku zabawy tańczono poloneza. I ten element tradycji przetrwał do dziś - mówi Eugenia Garbuz, wicedyrektor Zespołu Szkół w Sokółce.
- Moja studniówka odbywała się w naszym Liceum Ogólnokształcącym. To była zupełnie inna zabawa. Już przy wcześniejszym przygotowaniu całej imprezy pracowaliśmy dziesiątki godzin. Jeszcze nie było firm cateringowych, w związku z tym jedzenie przygotowywali rodzice. Wszyscy się angażowali dużo bardziej. Oprócz tego podczas zabawy zawsze odbywała się część artystyczna. Na przykład uczeń musiał zaśpiewać rymowankę dotycząca któregoś z nauczycieli. Pamiętam taką rymowankę dotyczącą profesora Adolfa Flisa, wyśmienitego nauczyciela fizyki z LO: "Panie profesorze, my zawsze za panem, będziemy pamiętać, jak pan swym komarem...". Oczywiście imprezę inaugurował polonez, ale oprócz tego później tańczono jeszcze walca, trzeba było się go wcześniej nauczyć - mówi Marek Andrzejewski, wicedyrektor ZSR w Sokółce.
(mby)