"Starzy opowiadają, że ich wesela były obchodzone 4-5 dni. Młodzież urządzała maskarady, przebierała się za dziadów, za żurawi, wilków, niedźwiedzi, straszyli jedni drugich chodząc po domach, kominy zakrywali z wierzchu, koła z wozów zdejmowali, aby tylko dłużej bawić się. Dzisiaj takie wesele najczęściej kończy się w jednym dniu" - pisał ks. Józef Lipiński w latach 20-tych XX wieku. Czytaj, jak obchodzono wesela i stypy w okolicach Nowego Dworu.
Z oryginalnych zwyczajów parafian na uwagę zasługują stypy pogrzebowe. Po każdym pogrzebie krewni, znajomi schodzą się do domu zmarłego na ucztę nazwaną "mierliny", w czasie której śpiewają cały różaniec o Imieniu Pana Jezusa, wszystkie trzy części. W końcu różańca odmawiają zdrowaśki, wymieniając zmarłych krewnych. Przed różańcem i po różańcu zwykle jest suta uczta, często zakrapiana wódką i piwem. Takie stypy bywają urządzane także po egzekwiach. Jest także zwyczaj opłakiwania i lamentowania nad mogiłami zmarłych swoich, nazywają się "płaczki". Za usługi przy pogrzebach krewni nic nie pobierają pieniędzmi, a kontentują się stypą.
Przy weselach rozmaite bywały ceremonie: najpierw w wigilię ślubu był urządzany w domu pana młodego dziewiczy wieczór, zwany "kwietką", z muzyką i tańcami na koszt pana młodego. W czasie "kwietki" ubierali chustką z frędzelkami i kwiatkami rozmaitego koloru bochenek chleba z pszennej mąki, dość duży, specjalnie na ten cel upieczony z rozmaitymi szyszkami i upiększeniami, i na samym końcu wesela pani młoda częstuje wszystkich weselników.
Ubierają tę bułkę same druhny, ze starszą na czele, zwane dotychczas "swachami", obecnie już zaczynają się nazywać "druhnami". Ten chleb gdzie indziej nazwany "karawajem". Zabawa przeciąga się do godz. 12 w nocy. Na jutro przed ślubem zbierają się do pana młodego ci, którzy byli z jego strony zaproszeni, weselnicy i krewni, drużbanci i druhny, także muzykanci, skrzypce i harmonia. Najuroczystszą chwilą wtedy jest żegnanie się i przepraszanie wszystkich krewnych i znajomych i prośba o błogosławieństwo rodziców, którą prosi na klęczkach. Zmilknie wtedy muzyka, wszyscy obecni w uroczystszym nastroju na około w pierwszej głównej izbie. Wśród ogólnego milczenia powstaje płacz, kiedy młody wszystkich z osobna przeprasza. Po błogosławieństwie całym korowodem idą do panny młodej i powtarza się to samo przepraszanie się i błogosławieństwo rodziców młodej, razem z panem młodym. W czasie błogosławieństwa przed ślubem na stole stoi krzyż, rodzice siadają na krzesłach, młodzi klękają przed rodzicami, którzy błogosławią ich tym krzyżem ze stołu wziętym, a młodzi całują ten krzyż i odchodzą już do ślubu. Orszak weselny prowadzą swat i marszałek. Swat jest przełożonym całego wesela, a marszałek przełożonym stołu, pilnuje, aby nikomu w czasie wesela pić i jeść nie zabrakło. Za nimi idzie pan młody. Prowadzą go dwie druhny "swachy", za nimi młoda prowadzona przez dwóch drużbantów, zwanych "braćmi", dalej reszta swadźby w parach.
Po ślubie najpierw uczta weselna odbywa się u młodej, a potem u pana młodego. Rodzice młodego spotykają państwa młodych z chlebem i solą. W mieście przed przejściem narzeczonych starszy drużbant bierze pościel od panny młodej i niesie do pana młodego. Po wsiach jest zwyczaj inny: najpierw wyjeżdżają młodzi, a za nimi drużbanci młodej wiozą "kufer" naładowany posagiem młodej, "kufer" nowy zrobiony, najrozmaitszymi kwiatkami i ptaszkami upiększony. W czasie pakowania i zabierania tego kufra drużbanci zabierają z domu tego wszystko, co da się, co wpadnie pod rękę, rozmaite sprzęty domowe i zostawiają pustą chatę, pomimo protestów matki młodej.
Starzy opowiadają, że ich wesela były obchodzone 4-5 dni. Młodzież urządzała maskarady, przebierała się za dziadów, za żurawi, wilków, niedźwiedzi, straszyli jedni drugich chodząc po domach, kominy zakrywali z wierzchu, koła z wozów zdejmowali, aby tylko dłużej bawić się. Dzisiaj takie wesele najczęściej kończy się w jednym dniu. Na wesele, pomimo zaproszonych weselników, schodzi się młodzież z okolicznych wiosek, która ma prawo tylko do tańca, odbywającego się w oddzielnej sąsiedniej chacie. W tydzień po weselu młodzi jadą z pirogami do rodziców młodej i tą biesiadą wesele kończą.
Cytat pochodzi z pracy ks. Józefa Lipińskiego "Monografia, czyli opis kościoła nowodworskiego, dekanatu dąbrowskiego, diecezji wileńskiej, województwa białostockiego", oryginał w Archiwum Archidiecezjalnym w Białymstoku; cytat za: ks. Tadeusz Krahel "Nowy Dwór. Dzieje parafii rzymskokatolickiej 1504-2004", Białystok 2004