Podpułkownik Adam Jopek, komendant Placówki Straży Granicznej w Kuźnicy opowiada o tym, co mu się podoba w Sokólszczyźnie, o specyfice swojej służby oraz o zwyczajnych marzeniach.
Jak doszło do tego, że został pan komendantem Placówki Straży Granicznej w Kuźnicy?
Wcześniej byłem komendantem Placówki Straży Granicznej w Piwnicznej-Zdroju. W wyniku reorganizacji na południowej granicy otrzymałem propozycję objęcia stanowiska w Kuźnicy.
Ucieszył się pan?
Tak.
Po trzech miesiącach jakie są pana wrażenia?
Gdyby nie znaczna odległość od żony i córek, byłyby tylko pozytywne. Ponadto duży ruch graniczny, sporo obowiązków służbowych, profesjonalna kadra. Poza pracą, atrakcyjne miejsca na wypoczynek, a i smaki Podlasia też mi odpowiadają . Przyjemny zakątek Polski, polecam wszystkim znajomym.
Co się panu podoba, a co by pan zmienił w Sokólszczyźnie?
Region południowej Polski, z którego pochodzę, a mieszkam w okolicach Starego Sącza, i region Podlasia są do siebie bardzo podobne. Chodzi mi przede wszystkim o mentalność ludzi, ich gościnność, otwartość.
A te negatywne strony?
Nie zauważyłem.
Z czym Placówka SG w Kuźnicy ma największe problemy?
Trudno tu mówić o problemach. Najważniejsza sprawa to ochrona granicy państwowej, kontrola ruchu granicznego i zapewnienie płynności tego ruchu na przejściu oraz współpraca z Białorusią. Zajmujemy się też przestrzeganiem ładu i porządku publicznego w strefie naszego działania. Ważna jest także współpraca z samorządami, z organizacjami społecznymi, z młodzieżą.
Gdy w ubiegłym roku Podlaski Oddział SG prowadził rekrutację na służbę, chętni niejednokrotnie koczowali pod siedzibą komendy w Białymstoku. Z czego wynika aż taka popularność Straży Granicznej?
Podejrzewam, że problemy na rynku pracy (podobnie jak w górach), są tu dosyć spore. A specyfika naszej służby jest wyjątkowa. Komuś, kto realizuje działania w mundurze, lubi działać w terenie, korzystać z dobrego sprzętu, będzie się w Straży Granicznej podobać.
Czy lubi pan to, co pan robi?
Lubię służbę w mundurze. Służyłem wcześniej w wojsku, teraz jestem w Straży Granicznej, chcę to kontynuować.
Jaka była pana najtrudniejsza decyzja podczas dotychczasowej kariery?
(długa cisza) Do podejmowania trudnych decyzji przygotowała mnie szkoła podoficerska, którą skończyłem. To Wyższa Szkoła Oficerska im. Tadeusza Kościuszki we Wrocławiu.
Potrafi pan mówić po arabsku?
Uczyłem się. Znam podstawowe zwroty.
Studiował pan orientalistykę...
Tak, przez rok na Uniwersytecie Jagiellońskim, „Tożsamość kulturową narodów Bliskiego i Środkowego Wschodu”, na kierunku arabskim. Głównie chodziło o poznanie historii, kultury i religii z tamtych rejonów świata.
Był pan na Bliskim Wschodzie?
Nie. Ale na szczęście tu mamy troszkę Orientu.
Studiował pan także historię wojskowości. Gdyby miał pan się wcielić w naczelnego wodza w Polsce w 1939 roku, to czy podjąłby pan inne decyzje niż wtedy?
Nie chciałbym się wdawać w takie dywagacje. Historia to historia, powinna się opierać na prawdzie i wiarygodnych źródłach.
A czy pana zdaniem Polacy mieli wtedy jakiekolwiek szanse?
Po tych porozumieniach politycznych, które zawarto, po podejściu do tematu naszych ówczesnych zachodnich sojuszników, wydaje się, że Polska była na straconej pozycji. A na studiach podyplomowych zajmowałem się raczej średniowieczem, m.in. oblężeniem Malborka.
Jak lubi pan spędzać wolny czas?
Raczej aktywnie, czyli rower, sporty zespołowe. Lubię na przykład siatkówkę plażową.
Czy jest coś, co urzekło pana w Sokólszczyźnie?
Krajobraz, ludzie są tu bardzo przyjemni. Nie spotkałem się tu z jakimś negatywnym odbiorem...
Jeszcze nie? Niektórzy twierdzą, że można się tu natknąć na bezinteresowną zawiść...
Nie odbiega to od normy ludności pogranicza południa czy wschodu.
Pana największe marzenia?
Może możliwość spędzania większej ilości czasu z rodziną.
Dziękuję za rozmowę.
Notował: Piotr Biziuk