Wielokrotnie zdarza się, że pomagamy komuś, bo utknął np. w tych podmokłych terenach. Bardzo często takie osoby były przetransportowywane do szpitala ze względu na skrajne wyziębienie, wygłodzenie – powiedział funkcjonariusz Straży Granicznej w Białowieży. Tymczasem PAP informuje, że na ulicach Mińska nie widać już grup migrantów. Do Iraku miało wrócić ponad 2,6 tys. osób.
Dziś kolejna grupa dziennikarzy wjechała do strefy przygranicznej, aby relacjonować wydarzenia związane z inspirowanym przez reżim Łukaszenki naporem migrantów na Polskę. Pobyt dziennikarzy organizuje i bezpieczeństwo zapewnia Straż Graniczna. Wizyta odbyła się w rejonie placówki SG w Białowieży, w sercu Puszczy Białowieskiej.
Jak zwracają uwagę funkcjonariusze SG pilnujący granicy w tym miejscu, jest to teren podmokły, bagnisty, trudnodostępny i niebezpieczny. - Są to rozlewiska leśnych rzek, wszędzie jest bardzo wysoki poziom wody, jamy po bobrach, starorzecza. Mimo tego, mamy tutaj liczne próby przekroczenia granicy państwowej. Sądziliśmy, że w tym miejscu nie będzie dochodzić do licznych prób przejścia, ale jednak nie – zaznaczył funkcjonariusz, dodając, że najliczniejsza grupa, która dotąd próbowała przekroczyć granicę w tym rejonie, to było 200 osób.
- Wielokrotnie zdarza się, że pomagamy komuś, bo utknął np. w tych bagnach, podmokłych terenach. W tego typu sytuacjach wspomaga nas wojsko, straż pożarna, policja. Bardzo często takie osoby były przetransportowywane do szpitala ze względu na skrajne wyziębienie, wygłodzenie – dodał.
Z niewielkiego mostku nad rzeką pośród trzcin jedziemy dalej terenowymi samochodami SG po błotnistych drogach Puszczy Białowieskiej, aby znaleźć się w miejscu tuż przy linii granicy polsko-białoruskiej. Wzdłuż niej znajduje się zapora z drutu żyletkowego, czyli tzw. concertina. Widać też polski słup graniczny. Nadal jest to teren leśny i podmokły.
Placówka SG w Białowieży ochrania odcinek granicy państwowej z Białorusią o długości ponad 25 km. - W tej chwili znajdujemy się w rejonie znaku granicznego 343. Jest to teren dosyć trudno dostępny, podmokły, wzdłuż biegnie rzeka. Dzisiaj mamy patrol z psem służbowym, podczas którego będziemy patrolować odcinek granicy państwowej i sprawdzać pod kątem przekroczenia wbrew obowiązującym przepisom, w miejscu niedozwolonym, ewentualnie, czy nie doszło do jakichś prób uszkodzenia concertiny – mówił jeden z funkcjonariuszy.
W patrolu towarzyszy strażnikom dwuletni pies Helia. Jest to jedyny pies w placówce SG w Białowieży. - Służy dopiero od miesiąca. Jesteśmy świeżo po szkoleniu specjalistycznym, także cała kariera jeszcze przed nią – dodał strażnik.
Zapytany o to, co funkcjonariusze obserwują po drugiej stronie zasieków, odpowiedział, że często widoczni są żołnierze bądź służby białoruskiej straży granicznej. Ocenił, że w niedzielne południe „sytuacja jest na tyle spokojna, że nawet nie widać patrolu białoruskiego".
Po wyboistej drodze prowadzącej do trzeciego punktu wizyty, mijamy posterunki żołnierzy rozmieszczone wzdłuż linii granicy. Znajdują się one w takiej odległości od siebie, aby żołnierze się nawzajem widzieli i w razie potrzeby mogli szybko reagować, gdy np. dochodzi do prób przekroczenia granicy. Tymczasowe posterunki przypominają szałasy zbite z kawałków drewna pokryte gałęziami drzew iglastych. Obok z ogniska unosi się dym.
Po dotarciu na miejsce, przy polskim posterunku znajduje się niewielka grupa uzbrojonych żołnierzy w hełmach. Zaraz po drugiej stronie, w odległości kilkudziesięciu metrów, jest już terytorium Białorusi. Rzeczniczka Podlaskiego Oddziału Straży Granicznej mjr Katarzyna Zdanowicz podkreśliła, że niemal codziennie, w dzień i w nocy dochodzi do prób uszkodzenia zapory z drutu żyletkowego.
Rzecznika opisała, jak wygląda taki proceder. - Przewożona jest grupa osób, której ułatwia się przekroczenie granicy. Dostają oni narzędzia bądź też służby białoruskie same przecinają to ogrodzenie, rzucają kładki i kłody, aby obniżyć jego wysokość. W sytuacji, gdy dochodzi do nielegalnego przekroczenia granicy, te osoby są od razu zatrzymywane na linii granicy i wtedy automatycznie naprawiane jest całe ogrodzenie po to, by zabezpieczyć granicę – zaznaczyła mjr Zdanowicz.
Obecnie do prób nielegalnego przekroczenia granicy dochodzi najczęściej w południowej części województwa podlaskiego w rejonie Dubicz Cerkiewnych, Czeremchy, Mielnika, a także właśnie Białowieży. - Mimo, że na terenie odcinka granicy ochranianego przez placówkę w Białowieży jest teraz mniej prób przekroczenia granicy, to wcale nie oznacza, że nie musimy być cały czas czujni. Dlatego, że służby białoruskie biorą bardzo czynny udział w organizowaniu nielegalnego przekraczania granicy i przywożą te osoby właśnie w takie miejsca, które wydaje się, że są nie do przejścia, a mimo to dochodzi do prób nielegalnego przekroczenia granicy – mówiła mjr Zdanowicz.
Rzeczniczka, zapytana o to, czego można się spodziewać w kolejnych tygodniach trwającego kryzysu migracyjnego, mówi, że służby „przygotowane są na każdą ewentualność". - Nie ma dużego koczowiska, nie ma osób przy granicy, tylko dlatego, że pogoda nie pozwala na to, aby ci ludzie byli na świeżym powietrzu, w lesie (…), natomiast, jak to dalej będzie wyglądać, to trudno przewidzieć jakikolwiek scenariusz. Mam nadzieję, że te osoby wrócą do kraju swojego pochodzenia i tam już będą bezpieczne – dodała rzeczniczka POSG.
W drodze powrotnej do punktu zbiórki dziennikarzy, mijamy grupę żołnierzy w lesie i duży pojazd wojskowy, którego służby nie pozwalają fotografować.
Tymczasem migranci praktycznie zniknęli z ulic w centrum Mińska. Jeszcze kilka tygodni temu były ich tam spore grupy, zwłaszcza w galeriach handlowych.
Dziennikarzowi PAP udało się porozmawiać z Kurdem Agą, który przyznał, że białoruska milicja wyłapuje imigrantów i odstawia ich na lotnisko. On sam wydał na próby przedostania się do Niemiec około 6 tys. dolarów. Praktycznie stracił już nadzieję, że uda mu się dostać do zachodniej Europy.
Do Iraku - według oficjalnych danych - miało powrócić około 2,6 tys. migrantów.
CZYTAJ TEŻ: Dzielnica Mińska jak Mały Bagdad [WIDEO]. Terytorialsi o taktyce imigrantów podczas przekraczania granicy
Spora grupa cudzoziemców, która może liczyć nawet 2 tys. osób przebywa wciąż w centrum logistycznym w Bruzgach, niedaleko przejścia granicznego z Polską.
(PAP), autorka: Gabriela Bogaczyk
(pb)