O wojnie i pokoju, bestialstwie i heroizmie, różnicach i podobieństwach w historii Polski i Południowej Ukrainy, na której jest „wygnańcem z wyboru" sokółczanin oraz misjonarz ks. Andrzej Sańko rozmawia ze Swietłaną Lidią Łokciewicz z Centrum Pomocy Ofiarom Wojny.
Jest ksiądz Andrzej proboszczem trzech parafii nieopodal Odessy, a oprócz tego ojcem duchownym. Jak mam księdza tytułować? Jak zwracają się do kapłana wierni w waszym kościele?
- Bardzo stara historyczna tradycja, która się tam zachowała, nazywania każdego bez wyjątku kapłana „ojcem", wypływa nie tylko z braku księży, lecz nade wszystko z wielkiego szacunku do katolickich duchownych, którzy podczas powstań narodowych, czy też męczeństwa Kościoła w czasach prześladowań sowieckich dzielili tragiczny los swojego Narodu, nie zdradzając go nawet w obliczu tortur czy śmierci.
Region Ukrainy, w którym duszpasterzuję, południowa część kraju położona nad Morzem Czarnym, to tereny Diecezji Odessko-Symferopolskiej, która wyrosła z wielowiekowego, wielokulturowego oraz wielonarodowego przeżywania wiary katolickiej. Napływ kolonizatorów, głównie z Włoch, Francji, Niemiec i Polski, sprawił, że Odessa była i jest miastem bardzo katolickim, w którym zachowało się sporo pamiątek kultury i historii Polski. W czasie zaborów jedyną ostoją dla języka, a także kultury ojczystej stał się Kościół katolicki. Podobnie było w czasie prześladowań komunistycznych. Kiedy w roku 1940 w Odessie więzienia były wypełnione Polakami, a NKWD przeznaczyło im los jeńców wojennych Starobielska, Charkowa i Miednoje, prawie wszyscy biskupi i księża byli już dawno rozstrzelani. Na ich miejsce, na tę duchową pustynię, przybył w latach 50-tych ks. Tadeusz Hoppe, pozostający przez prawie 40 lat jedynym katolickim, polskim kapłanem nie tylko w Odessie, lecz także na olbrzymich obszarach Wybrzeża Czarnomorskiego. Odprawiane przez niego nabożeństwa, kazania, pieśni religijne, śluby, chrzty, pogrzeby były wyłącznie w języku polskim, a jego niezłomna i jakże patriotyczna postawa to wzór wartościowego życia oddanego Bogu i Ojczyźnie. Dzięki niej, pomimo represji, został na tej nieludzkiej ziemi zachowany skarb wiary, wyrastający z przejrzystego nurtu polskiego katolicyzmu. Dlatego najlepiej znanym językiem w liturgii pozostał nadal w wielu parafiach język polski. Nasz pasterz, ksiądz biskup Bronisław Biernacki, ordynariusz Diecezji Odessko-Symferopolskiej (obejmuje ona tereny od Mołdawii aż po okupowany Krym), jest rdzennym Polakiem i często powtarza, że wiara święta, Kościół katolicki mógł ostać się na tych ziemiach i nie został pokonany przez wojujący ateizm, tylko dzięki ofiarności polskich kapłanów – „prawdziwych ojców oraz nauczycieli naszej wiary i Kościoła Lokalnego".
Pochodzi ojciec z Sokółki, która - jak wszystkie tereny przygraniczne - stanowi specyficzną jedność mnogich narodów i kultur. Na ile to bogate dziedzictwo pomaga w ewangelizacji społeczeństwa ukraińskiego – mozaiki narodowościowo-religijnej?
- Podobnie jak w Polsce, gdzie jak mówimy: „Bóg, Honor, Ojczyzna", świadomość kim jesteś bardzo mocno wpływa na kształtowaną przez nas rzeczywistość. Inna kwestia to pytanie o stopień zachowania w narodzie polskim i także w bardzo niejednolitym ukraińskim narodzie, ponad tysiącletniej chrześcijańskiej tradycji, a także na ile ona również dziś przenika do struktur rodzinnych, do społecznych i do struktur państwowych.
Ukraina, gdzie jestem wygnańcem z wyboru, to ziemia, naznaczona straszliwymi, niewyobrażalnymi cierpieniami wielu narodów. Przypomnijmy choćby „Pieśń o spustoszeniu Podola" Jana Kochanowskiego o uprowadzeniu wziętych w jasyr kilkudziesięciu tysięcy naszych rodaków, pędzonych jak bydło krwawymi brzegami Morza Czarnego do Krymu - punktu sprzedaży niewolników, wysyłanych bezpowrotnie do krajów arabskich. Wspomniana wcześniej bolszewicka likwidacja biskupów, kapłanów oraz wiernych, a przede wszystkim precyzyjnie zaplanowany przez katów z Kremla tzw. „głodomór" (w latach 30-tych ponad osiem milionów ludzi zagłodzono na śmierć), kiedy wszystkie inne konfesje mogły otrzymywać z Zachodu pomoc, a statki, które przybyły z żywnością dla katolików, zostały z odesskiego portu wysłane z powrotem). Wszystko to wraz sowieckimi obozami koncentracyjnymi przeznaczonymi dla katolików (istniały takie „fabryki śmierci" dla katolickich dzieci) oraz okrutne ludobójstwo zwane rzezią wołyńską, składa się na ogromnie trudną historyczną spuściznę, która i aktualnie kierunkuje wiele ludzkich zachowań. Parę przykładów: praktycznie każda rodzina moich parafian straciła kogoś bliskiego. Albo umarli z głodu, albo zostali zgładzeni za to tylko, iż byli Polakami. W lipcu 2013 roku w każdym kościele na Ukrainie odczytywano list katolickiego episkopatu z okazji 70-tej rocznicy wołyńskiego ludobójstwa. Byłem świadkiem niezwykłego zjawiska, które poruszyło mnie do głębi, a mianowicie płacz prawie wszystkich zebranych wtedy na mszy świętej. Zdarza się, że potomkowie morderców szukają „polskiego chramu", aby przeprosić za potworne zbrodnie przodków.
Historia się powtarza – z powodu rosyjskiej agresji nie tylko ok. 2 miliony ludzi, zostawiając wszystko, uciekło z regionów ogarniętych wojną, lecz ciągle giną niewinni, mordowani, jak śp. Kazimierz Wróbel rozstrzelany w biały dzień na ulicy Doniecka przez pijanych najemników Rosji, której władze zabroniły podawania do wiadomości okoliczności jego egzekucji, co jest zresztą częścią ich strategii propagandowej, nie cofającej się przed kłamstwem czy „kupieniem opinii" polityków i dziennikarzy Unii Europejskiej, nie wspominając o sponsorowaniu czy wyposażaniu w broń międzynarodowego terroryzmu, kontynuacji zbrodniczych działań ZSRR. Wojna dla tego „imperium zła" jest nie tylko narzędziem ekspansji na nowe tereny, lecz przede wszystkim zarobkiem na krwi i łzach niewinnych ofiar. Z inicjatywy Putina dokonuje się destabilizacja napadniętej Ukrainy przejawiająca się w rażącej spekulacji nie tylko na cenach gazu czy ropy, ale i produktów pierwszej potrzeby, w tym żywności, których ceny wzrosły nawet o 80 procent, co wywołuje panikę i strach przed dniem jutrzejszym. Co najgorsze: wszystkie sklepy, fabryki, banki, ziemie i nieruchomość są własnością powiązanych z Moskwą miliarderów o często kryminalnej przeszłości (co nierzadko ma miejsce także w Polsce). Tak więc uzbrojona w rakiety atomowe i poparcie Cerkwi prawosławnej Patriarchatu Moskiewskiego nieludzka ideologia finansowej międzynarodówki w imię „wielkiej Rusi" nie pozwala nadal być wolnymi i się rozwijać narodom bloku sowieckiego. Częściowo odsłania to również prawdę, dlaczego nasza umiłowana Ojczyzna, która zdawałoby się posiada wszystko, aby zapewnić dobrobyt swoim obywatelom, jest jednym z najbardziej rozkradzionych, skorumpowanych i niesprawiedliwych socjalnie krajów Europy, a ma być dla wszystkich rodaków domem rodzinnym.
Ojciec dawniej, zanim przyszły myśli o kapłaństwie, nie tylko marzył o karierze wojskowej, ale na przełomie lat 80-tych i 90-tych służył w Ludowym Wojsku Polskim. Co wpłynęło na tak radykalną przemianę: z żołnierza na rycerza Chrystusa, z ateizowanej, rozpitej armii do seminarium misyjnego?
- Na pewno stanowi to najbardziej fascynującą zagadkę mego życia. Nie planowałem być kapłanem, zresztą przez cztery lata pobytu w LWP w Olsztynie byliśmy poddawani ideologicznemu naciskowi, który polegał na udziale w przymusowych zajęciach politycznych (w tym „Wykładów o postępowym światopoglądzie leninowsko-marksistowskim" i obowiązkowym oglądaniu kłamliwego „Dziennika Telewizyjnego", a w nim znienawidzonego przez społeczeństwo Jerzego Urbana czy Wojciecha Jaruzelskiego. Zresztą mogłem bywać w mazurskiej rezydencji osławionego generała. Przywożono nas ciężarówkami jako darmową siłę roboczą do sprzątania stadniny dla komunistycznych bonzów i ich rodzin. Co znamienne: żaden z tych karierowiczów (współcześnie prawie wszyscy z nich i ich dzieci to najbogatsi ludzie w Polsce), nie popatrzył na nas nigdy jak na człowieka. Czuli się elitą, niestety o bardzo niskim poziomie moralnym, co wyrażało się w niecenzuralnym słownictwie, a także powszechnym pijaństwie. Podczas, gdy tym uprawnionym kryminalistom i złodziejom wszystko uchodziło płazem, nas ograniczano we wszystkim, okradając nawet z mydła, czy też serwując przeterminowaną żywność – przypomnę rodakom młodszego pokolenia, że były to czasy wielkiego kryzysu i tylko sługusy Moskwy, ormowcy opływali we wszystko. To, iż oszukiwany i opluwany na każdym kroku Naród nie dokonał na nich krwawej zemsty, jak np. w Rumunii, stanowi zasługę przede wszystkim wielkich Polaków, a mianowicie kardynała Stefana Wyszyńskiego i św. Jana Pawła II. Jego pielgrzymka do Ojczyzny, podczas której przypominał o niezbywalnych prawach człowieka do godnego życia, wynagrodzenia za pracę w kontekście Dekalogu, stała się dla mnie momentem przełomowym. Miliony rodaków, którzy byli zbyt długo wyzyskiwani i oszukiwani, aby zaufać obietnicom władz, wierzyły każdemu Jego słowu, wypowiadanemu w sile Ducha. I ja uwierzyłem, a kiedy Namiestnik Chrystusa przed odlotem mocno uścisnął moją dłoń i uważnie popatrzył w oczy, coś w głębi duszy się poruszyło, a z czasem dokonała się w moim życiu przedziwna przemiana: wszystko, co mnie pociągało do tej pory odeszło na drugi plan, a pragnienie niesienia wyzwalającej Dobrej Nowiny stało się pasją całego życia.
Mówiłem o tym podczas głoszonych rekolekcji w okolicach Płocka, po zakończonej Najświętszej Ofierze podszedł do mnie jakiś mężczyzna i poprosił, żebym uścisnął mu rękę. O nic nie pytając spełniłem jego prośbę, a nazajutrz czekała wielka niespodzianka: mężczyzna ten przyprowadził ze sobą syna, z którym od ośmiu lat nie rozmawiał z powodu jego antyklerykalnych poglądów. Poprosiłem ich do ołtarza i razem ze wszystkimi podziękowaliśmy Bogu za to, że jest Miłosiernym Ojcem, a Jan Paweł II objawił tę prawdę w szczególny sposób poprzez posługę Piotrową nawracania i umacniania braci w wierze. Jego wkład widać również w Ukrainie. Po zniszczeniach duchowych i materialnych doby caryzmu i komunizmu katolicka diecezja na tych ziemiach została reaktywowana w 2002 r. właśnie przez św. Jana Pawła II. Pierwszym jej biskupem został ksiądz biskup Bronisław Biernacki. Staramy się przypominać tym, którzy pochodzą z rodzin tradycyjnie polskich, o ich przodkach, o ich sławnej historii. Myślę, że to jest pewne podobieństwo, które trzeba zaznaczyć, że w samej Polsce, jak i również na tak zwanych Kresach oraz wszędzie tam, gdzie żyje Polonia, powrót do korzeni historycznych, do korzeni chrześcijańskich pomoże odrodzić się społeczeństwu, odrodzić się również tym pięknym tradycjom, które od wieków były zachowywane w Polsce, a także u nas na Południowej Ukrainie: w Odessie i na Krymie.
Pluralizm obecny w naszej wspólnocie wiary odsłania prawdziwie katolickie oblicze miejscowego Kościoła. Mamy parafian: etnicznych Polaków, Ukraińców, Białorusinów, Litwinów, Niemców, Mołdawian, Bułgarów, Włochów, Cyganów, Rosjan, a nawet Żydów. Z tego powodu stajemy się bardziej otwarci na innych i ich potrzeby, korzystając z bogactwa ich kultury, czasem zupełnie odmiennej od naszej. Tak więc Pan Bóg dokonuje na naszych oczach niezwykłych dzieł, jednocząc ludzi różnych narodów i kultur we wspólnym pragnieniu prawdy, miłości i sprawiedliwości. Wyraża to najpiękniej „Ofiara Przebłagania i Pokoju" – Eucharystia sprawowana w naszej świątyni po łacinie, polsku, ukraińsku, białorusku, a nawet w języku rosyjskim.
Ksiądz od trzech lat posługuje na Ukrainie. W ostatnim czasie bardzo pogorszyła się sytuacja w państwie, trwa wojna. Jak to wpłynęło na życie w waszej diecezji i parafii?
- Niewypowiedziana przez Rosję wojna i sponsorowanie najemnych morderców - dywersantów, którzy paraliżują życie w Ukrainie, bardzo mocno wpłynęła na sytuację w naszej diecezji. Rok temu zajęto Krym i odcięto od naszej diecezji wielu kapłanów wraz z biskupem pomocniczym Jackiem Pylem. Represji doświadczyli Tatarzy krymscy (Tatarzy są mi bliscy od szkolnej ławy, mój najlepszy przyjaciel ze szkolnej ławy był muzułmaninem i nie przeszkadzało nam to doskonale się rozumieć. Pomogło mi to również w nawiązaniu kontaktów z rdzennymi mieszkańcami Krymu. 70-ta rocznica deportacji tego zdziesiątkowanego przez sowietów narodu zbiegła się z niczym nie uzasadnioną agresją rosyjską i początkiem nowych totalitarnych represji). Także katoliccy duchowni musieli ze względu na to, że są Polakami opuścić półwysep krymski. Wierni bardzo to przeżywali, co widać na przykładzie staruszka, księdza Kazimierza Tamasika, kapłana Diecezji Przemyskiej, który po ponad 20-letnim pobycie w Kerczu, zmuszony był opuścić swoją parafię. W niedalekiej Odessie wciąż powtarzają się akty terrorystyczne. To powoduje, że jesteśmy w ciągłym stanie niepewności. Przez cały rok nigdzie nie opuszczałem parafii, gdyż w każdej chwili mogło nastąpić natarcie oddziałów rosyjskich, stacjonujących ok. 80 kilometrów stąd, w tak zwanej bandyckiej republice Naddniestrze, gdzie jest zmagazynowanych blisko 20 tysięcy ton materiałów wybuchowych i uzbrojenia. Aby temu zapobiec, 35 km od Illicziwska stacjonuje bateria rakiet „Buk". Wszystko to wpływa bardzo negatywnie na nastroje społeczne, a również na ceny. Wojna stanowi najlepszy czas dla lichwiarzy i szubrawców, którzy spekulują na cenach nie tylko chleba, żywności i wszystkiego co można sprzedać, a także na cenach waluty. Co gorsza spowodowano zniszczenia i śmierć tysięcy niewinnych ludzi, prawie dwa miliony ludzi musiało uciekać, a dwa razy więcej nie ma dachu nad głową. Przybywają oni z tych terenów, gdzie trwają walki do nas, szukają pomocy.
Muszę powiedzieć, że Kościół katolicki jako praktycznie jedyna wspólnota na tyle zorganizowana, stara się im pomagać, odpowiedzieć na ich potrzeby. Ale nie zawsze to jest możliwe, bo wszystko co mieliśmy już rozdaliśmy, a ta pomoc, która przybywa do nas jest niewystarczająca i często ona jest zatrzymywana na granicy, a nawet zdarza się, że żądają zapłacić za tą pomoc humanitarną cło. Razem z parafianami, którzy rozdali wszystko co mieli, stworzyliśmy centrum pomocy. Zwracają się do nas ci, którzy są ofiarami wojny, inwalidzi, szczególnie dzieci, którzy stracili nie tylko ręce i nogi, czy wzrok z powodu rosyjskich bomb czy min, ale również stracili swoją rodzinę i teraz przybywają na ten teren nadmorski, gdzie jest dużo różnego rodzaju kurortów, sanatoriów, baz wypoczynkowych, aby szukać schronienia. Myślę, że w duchowym, psychologicznym wymiarze leczenie ran psychicznych, duchowych będzie trwało kilka pokoleń. I to jest największa krzywda, którą czyni słabszym współczesny bogaty świat, który nie liczy się z Bogiem, nie liczy się z życiem drugiego człowieka. Super mocarstwa chcą o wszystkim decydować, ponieważ są bardzo dobrze uzbrojone. Największy ich grzech stanowi fakt, iż roszczą sobie bezprawne pretensje, aby ograniczać swobodę i uciskać inne narody, doprowadzając tym samym do totalnego unicestwienia ludzi i całych wcześniej bardzo gęsto zasiedlonych terenów. Dochodzi nawet do tego, że rodziny, które jadą do strefy działań wojennych, aby wykupić okradziony ze wszystkiego i często okaleczonego trupa syna czy córki, same stają się zakładnikami fanatycznych bojowników Putina.
Czy ktoś z Ojczyzny wspomaga was w sposób stały i zorganizowany?
- Jak już wspomniałem przez rok nigdzie nie wyjeżdżałem, nie chciałem pozostawiać moich parafian w tym trudnym czasie. Kiedy sytuacja trochę się uspokoiła, na początku Wielkiego Postu odwiedziłem Polskę. Zostałem zaproszony na rekolekcje do parafii św. Wojciecha w Łodzi. Byłem przejazdem w Sokółce i spotkałem się z bardzo wielką życzliwością swoich rodaków, ludzi bliskich mojemu sercu, tych, wśród których się wychowałem. Wiele się od nich nauczyłem w trudnej życiowej szkole wzrastania. Jeżeli chodzi o pomoc, to rzeczywiście bardzo zaskoczyła mnie reakcja sokółczan i całego powiatu sokólskiego, także dyrekcji, pedagogów i uczniów szkoły w Kuźnicy. Odzew w postaci przywożonych darów był tak wielki, że trzeba było w moim rodzinnym domu w Sokółce na ul. Jana Pawła II 32 otworzyć kryzysowe Centrum Pomocy Ofiarom Wojny. O jego prowadzenie poprosiłem moich przyjaciół i wolontariuszy ze Stowarzyszenia „Unia Kultur i Narodów", mistrza kowalstwa artystycznego pana Sylwestra Szalę i panią magister inżynier Mariolę Jakubowską (+48 694 209 962; email: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.), która jako wiceprezes wspomnianej organizacji non-profit, zajmuje się w Polsce organizacją wsparcia dla nas. Informacje, jaka pomoc potrzebna jest najbardziej można uzyskać również u sokółczanki, która od lat 90-tych bardzo ofiarnie wspiera Kościół na Wschodzie, pani Teresy Zofii Kułak (85 711 46 83). Nasza pomoc jest wyrazem chrześcijańskiej solidarności.
Chciałbym również podziękować wszystkim, którzy są nieobojętni na nasz los. Szczególne wyrazy wdzięczności należą się sokólskim duszpasterzom, na czele z dziekanem sokólskim ks. prałatem Józefem Kuczyńskim, czcigodnym siostrom zakonnym, dyrektorowi Ośrodka Kultury w Sokółce, paniom pielęgniarkom, a także wszystkim organizacjom, takim jak Uniwersytet Trzeciego Wieku, który zebrał bardzo dużo pościeli i dobrych używanych rzeczy oraz wszystkim ofiarodawcom indywidualnym, którzy podczas mojego pobytu w Sokółce, interesowali się, czym można wspomóc potrzebujących na Ukrainie.
Najważniejszą pomoc stanowi nasza nieobojętność na los rodaków, którzy choć z dala od kraju przodków, zachowali wiarę i kulturę, choć łatwiej by się im żyło, gdyby wyrzekli się polskości. Polakiem bowiem nie jest ten, który mówi po polsku albo posiada dokumenty z polskim godłem, ale ten który poczuwa się do łączności z męczeńską historią Narodu, który zawsze wyznawał: BÓG, HONOR, OJCZYZNA.
Dziękuję za rozmowę.
Autorką tekstu jest Swietłana Lidia Łokciewicz z Lidy, malarka ikon, która jako wolontariuszka pomagała chorym onkologicznie na Białorusi i przeszła staż w Katolickim Hospicjum Opatrzności Bożej Białymstoku, następnie jako misjonarka świecka pracowała przez kilka lat wśród biednych w Ukrainie, którą z powodu wojny musiała opuścić. Obecnie współpracuje z Unią Kultur i Narodów przy tworzeniu Kryzysowego Centrum Pomocy Ofiarom Wojny.