Motocykliści z Sokółki objechali już Kaukaz. Są w drodze powrotnej do domu. Przedstawiamy kolejne zapiski z wyprawy.
5 czerwca
Wiedziałem, że kiedyś zostanę bohaterem. I zostałem w Inguszeti. Ludzie w Inguszeti reagują na nas tak jakbyśmy byli filmowymi gwiazdami. Gdzie się nie pojawimy, jest sympatyczna, spontaniczna reakcja ludzi. Są uprzejmi, wszyscy bez wyjątku... Policja też. Wczoraj do wieczora jeździliśmy po górskich szutrowych drogach, odwiedzając przepiękne miejsca widokowe. Oglądaliśmy średniowieczne baszty w górach, miejsce, gdzie w piątek będą odbywały się walki MMA, będzie walczył Polak Rafał z Kołobrzegu. Spotkaliśmy go wczoraj na śniadaniu. Trzymamy kciuki.
Po południu pojechaliśmy do Magas, gdzie mieliśmy audiencję u prezydenta Inguszeti pana Jewkurowa. Piliśmy z nim herbatkę w Pałacu Prezydenckim. Podziękował nam za wizytę i opowiedział o republice, o planach na przyszłość. Wymieniliśmy prezenty i pojechaliśmy na kolację i nocleg do Rusłana, ministra rolnictwa, który nas zaprosił do Inguszeti. Spędziliśmy wieczór w fantastycznej, gościnnej atmosferze. Ingusze są niezwykle gościnni... oddali nam do spania swoje sypialnie. Niesamowite. Dzieci z całej okolicy oblegały nasze motocykle. Dzień pełen wrażeń...
6 czerwca
Wczoraj rano wyskoczyliśmy do Czeczenii, do Groznego. Nie wszyscy mogli pojechać, bo trzeba było przepakować busa, co jest zamierzeniem czasochłonnym. Rafał ma duże problemy z kolanem, więc też nie pojechał. Wyruszyliśmy we czterech. Z Nazrania jest ok. 100 km, droga dobra, na granicach bez postojów. Słońce bez żadnej chmurki. Nagle pojawia się gęsta mgła... jak w horrorach. W tej mgle dojechaliśmy do napisu Grozny, zrobiliśmy parę fotek i do miasta. Na rondzie w centrum zatrzymała nas policja. A wy skąd? Z Polski. "Oooooo, to my druzja. Paliaki to charosze ludzi". Pamiątkowe zdjęcia. Powiedzieli nam jak i gdzie dojechać i co obejrzeć. W centrum Jacek zagadał z jakimś chłopakiem, ten, hyc, na Jacka motor i już mamy przewodnika.
Grozny to całkowicie inne miasto, nie ma śladu po wojnie. Piękne wieżowce, parki, fontanny. Wróciliśmy do Rusłana, pożegnaliśmy się i wyruszyliśmy w drogę powrotną. W mieście zaprowadzili nas do Memoriału Historii i Sławy Inguskiej, tam telewizja, fotoreporterzy... dla nas normalka. Potem do Ministerstwa Rolnictwa, tam tańce na pożegnanie – od nas Marek sprawę załatwił, ćwiczył wieczorami od trzech dni. Dalej objazd miasta w eskorcie i w drogę.
Odetchnąłem, bo Ingusze jeżdżą po arabsku i żeby nas z bliska sfotografować gotowi nas rozjechać. Na północnej granicy Inguszeti pogranicznicy na pożegnanie wywalili we trzech po całym magazynku w niebo. Tutaj to normalka. Nie pisałem o tym wcześniej, żeby nie denerwować naszych rodzin... Strzelają... Często na wiwat. Myśmy też strzelali. Nocleg w Szeratonie, taki hotel z lat 60-tych, który nie widział pędzla i farby nigdy. Na cały hotel jeden prysznic... ważne, że jest.
Żar. 35 stopni, rozpływamy się w naszych strojach. Dzisiaj opuszcza nas Oleg, wysadzamy go w Rostowie i do domu poleci samolotem. Zżyliśmy się, cholerka... Niezwykle miły i wesoły to człowiek. Posiada szeroką wiedzę o terenach, które odwiedziliśmy. Poza tym wszyscy go znają, a jak nie znali, to już znają. Ma taką metodę: "Zdrastwuj, kak ciebia zawut? Mnie zawut Oleg, tiepier my druzja, pasłuszaj..." I tym sposobem załatwił wiele problemów. Jechał cały czas w busie. Posiada stopień pułkownika lotnictwa, więc bus to sztab generalny. Dodam, że jest w pierwszej trójce w zawodach w chrapaniu.
7 czerwca
Wczoraj jechaliśmy od 9 rano do północy. W tym granica rosyjsko-ukraińska. Brakowało nam jakiejś pieczątki i nie chcieli nas wpuścić. Najstarszym sposobem świata, błagaliśmy na kolanach... no... właściwie to pieniądze pomogły. Nocleg 50 km za granicą w fajnym hotelu. Motocykl Rafała jest poważnie uszkodzony. Wypłynął mu olej z tylnych amortyzatorów. Przed chwilą odpadły mu od drgań kufry. Jutro opuszcza nas Jarek, leci z Kijowa do Polski. Ekipa coraz mniejsza, wszyscy jesteśmy przestawieni na tryb DOM!
Teraz jesteśmy na postoju i jemy fasolkę po bretońsku, trzeci lub czwarty dzień z kolei. Piszę to na wszelki wypadek, żeby którejś z żon nie przyszło do głowy przygotowanie tego dania na dzień przyjazdu.
Teraz kilka słów o Gabrysi. Na początku wyprawy odbyły się wybory Miss Ekspedycji. Wygrała Gabrysia, niewątpliwie ładna i jedyna. Decyzję podjęto jednogłośnie. Wojtek nie głosował, bo pewnie byłby stronniczy. Gabrysia jest bardzo dzielna i trudy podróży znosi bez marudzenia. Jest odpowiedzialna za zdjęcia i filmy. Robi, zgrywa, segreguje. Dzięki niej nie zaliczyliśmy upadku moralnego. Myjemy się codziennie, nie przeklinamy itp. Przejechała do wczorajszej nocy całą trasę na motocyklu, w deszczach i upale, po strasznych drogach. Patrząc na ekipę z perspektywy kończącego się wyjazdu zastanawiam się jak to się udało - zmontować tak zgrany zespół. Przez dwa tygodnie nie było konfliktów, we wszystkim sobie pomagamy. Jednym słowem atmosfera przyjaźni.
opr. (is)