6510 głosów uzyskał Mirosław Lech, wójt Korycina, we wczorajszych wyborach parlamentarnych. Jak je ocenia?
- Po tych wyborach doszedł mi punkt, który bym ujął w swoim programie – absolutny zakaz zawieszania banerami ulic, płotów, miejsc publicznych. Niszczy to przestrzeń, czasami też prowadzi do ograniczenia widoczności, jest to absurdalne. Jedni zaczynają, a drudzy starają się nadążyć i jest to takie gonienie się nawzajem, do niczego dobrego to nie prowadzi. Kampania powinna skupić się na debatach, a reklamy powinno się udostępnić w określonych miejscach - mówi wójt Korycina, który startował jako „dwójka" na listach Koalicji Polskiej (PSL + Kukiz`15). - Oczywiście nie mogę uznać tych wyborów za udane. Startowałem, żeby dołożyć swoją cegiełkę do zmian w Rzeczypospolitej, do uspokojenia negatywnej, bardzo brzydkiej atmosfery, szczucia się wzajemnego, braku konstruktywnej dyskusji, braku poszanowania drugiej strony. Wygrała opcja, która rządziła przez ostatnie cztery lata. Wynik uznaję za niesatysfakcjonujący. Moja kampania była bardzo spokojna, skromna, złego słowa nie powiedziałem o żadnym innym kandydacie. Zapowiedziałem, że nikomu nie chcę zrobić przykrości. Jak jednak widać, wiele osób głosuje na określoną opcję polityczną, na szyld, nie patrząc na program, na kandydatów, na ich dorobek. Nie odnosi się to do wszystkich wyborców.
Mirosław Lech dodaje, że utożsamia się z postulatami ugrupowania, z którego list startował.
- Program, który obecnie prezentuje PSL jest zbieżny z moimi poglądami. Uważam, że to najlepszy program dla obszarów wiejskich. Szkoda, że tak małe poparcie znalazła Koalicja Polska. Rozumiem, że wynika to z zaszłości i błędów, które ugrupowanie to popełniło. Na pewno wieś potrzebuje silnego oparcia politycznego, którego nie ma. Trzeba przy tym pamiętać, że dużo głosów Koalicja Polska uzyskała w miastach - dodaje wójt Korycina.
(pb)