Tu stała letnia rezydencja magnackiego rodu, który za swoją siedzibę obrał Białystok. Dziś pod Dąbrową Białostocką pozostałą po owej familii najstarsza zachowana drewniana budowla na Białostocczyźnie.
Wiesiołowscy, bo o nich mowa, wywodzili swój ród z Wielkopolski, należeli do niezbyt zamożnej szlachty. Możliwości niesamowitego awansu nadarzyły się, gdy Piotr Wiesiołowski Starszy poślubił - w roku 1547 - Katarzynę Wołłowiczówną. Była ona wdową po dziedzicu dóbr białostockich Mikołaju Bakałarzewiczu. Jego dziadowie osiadli tu przed laty, dzięki nadaniom wielkiego księcia litewskiego, Zygmunta Kiejstutowicza (czytaj O tym jak król z wielkim księciem w Krynkach się spotykał). Wiesiołowski, dzięki kontaktom z Wołłowiczami, możnym rodem magnackim, który dzierżawił znaczne połacie puszcz na zachód od Grodna, zbliżył się do dworu królewskiego. Ponoć uratował życie samego Zygmunta Augusta podczas jednego z polowań, rzucając się z włócznią na dzikiego zwierza, czym zyskał sobie dozgonną wdzięczność króla.
Piotr Wiesiołowski Starszy zmarł w roku 1556, pozostawiając po sobie dwóch małoletnich synów: Piotra zwanego Młodszym oraz Jana.
Wychowaniem chłopców zajął się ich wuj Ostafi Wołłowicz, podkanclerzy litewski, człowiek bardzo wpływowy (o jego kuzynie, Pawle Wołłowiczu pisaliśmy w tekście Pawłowicze. Jedyny taki pałac w regionie [FOTO]). Jako że Ostafi sam przeszedł z prawosławia na kalwinizm, postanowił kształcić synów swej siostry w protestanckich uniwersytetach: w Tybindze, Królewcu i Lipsku w Saksonii. Jan wkrótce umarł, Piotr Młodszy stał się jedynym dziedzicem rozległych dóbr.
Udało mu się skupić w jednym ręku starostwo tykocińskie, jak i zarząd puszczą nowodworską, ciągnącą się na północny-zachód od Grodna. Piotr szedł w górę, został marszałkiem Wielkiego Księstwa Litewskiego, miał więc dosyć środków, by płacić i za inwestycje, i za pokrycie kosztów nietaniej przecież kolonizacji. Żoną jego została Zofia Lubomirska.
Rezydencją rodu stał się Białystok. Tam to właśnie pobudowano gotycki zamek według projektu Hioba Bretfusa, architekta i inżyniera pochodzącego z Holandii, który współtworzył takie budowle jak zamek w Tykocinie, królewski dwór w Knyszynie, czy twierdzę w Kamieńcu Podolskim. Tenże sam mąż nadzorował budowę pierwszej murowanej świątyni w Białymstoku. Działo się to w roku 1617. Wcześniej Piotr Wiesiołowski, porzuciwszy wiarę protestancką, postanowił przejść na katolicyzm.
W całej zaś Puszczy Nowodworskiej trwały zaś ożywione prace. Letnią rezydencją potężnego rodu stałą się Kamienna Stara, gdzie oprócz wygodnego dworu powstał piękny park. Wiesiołowski gościł w nim światłych ludzi, przebywali tu dworzanie jak chociażby Łukasz Górnicki, sekretarz Zygmunta Augusta, starosta wasilkowski i autor "Dworzanina Polskiego". Pan na Kamiennej i na Białymstoku fundował parafie (np. w Dąbrowie w 1595 roku), z jego nakazu powstawały wsie i miasta (jak Lipsk nad Biebrzą w 1580 roku). W Kamiennej w roku 15921 oddała ducha Bogu małżonka Piotra, Zofia.
Po ojcu zarząd dobrami objął jego syn, Krzysztof, marszałek wielki litewski od roku 1635. Kamienna pozostała w rękach rodu do 1645 roku, gdy ze światem pożegnała się Aleksandra Wiesiołowska, wdowa po Krzysztofie.
Do naszych czasów zachował się zaś unikatowy zabytek pamiętający czasy Wiesiołowskich. To drewniany kościółek w Kamiennej Starej. Przetrwał dzięki temu, że znajdował się na uboczu, z dala od wielkich miast, tras przemarszu wojsk, czy bitew. To prosty budynek na planie trapezu z dobudowaną zakrystią, kryty gontem. Z powstaniem świątyni wiąże się legenda. Otóż pewnego dnia dworskie psy miały zagryźć na śmierć dziecko chłopskie, dziewczynkę o imieniu Anna. By zadośćuczynić tej tragedii Piotr Wiesiołowski ufundował kościółek pod wezwaniem świętej Anny. Do dziś dnia 26 lipca odbywają się tu odpusty.
Ściany świątyni wewnątrz są wyłożone prostą boazerią. Po lewej stronie od drzwi dostrzec można XVII-wieczną chrzcielnicę, na której bystre oczy zobaczą wyrytą datę: 1609.
W pobliżu kościółka złożono prochy generała Nikodema Sulika i żony jego Anieli, wywodzących się z Kamiennej. Kilka tygodni temu pochowano tam także ich syna Bolesława.
Uroku temu miejscu dodają wiekowe lipy wznoszące się ku niebu. Gdyby mogły mówić, opowiedziałyby zapewne niejedną ciekawą historię...
(is)