W dzisiejszych czasach większość ludzi boi się śmierci i chce za każdą cenę przedłużyć życie swoich bliskich. Najczęściej nie zastanawiamy się nad tym, czy oni naprawdę tego chcą. Chcemy być jak najdłużej z nimi, cieszyć się ich obecnością i uważamy, że przedłużanie życia - czasami na siłę - to nasz obowiązek. Denerwujemy się, kiedy słyszymy, jak dziadkowie czy rodzice mówią, że oni już przeżyli życie i chcą stąd spokojnie odejść. Chcą umrzeć w swoim rodzinnym domu, wśród bliskich. Tak samo jak ich rodzice i dziadkowie, kiedy nie było szpitali, lekarzy i ratowania ludzkiego życia za wszelką cenę.
A jak kiedyś postrzegano śmierć? Obawiano się jej czy uważano, że to przejście do innego, lepszego świata i spotkanie z tymi, którzy odeszli przed nami. Rozmawiamy z panią Stefanią, która - jak sama mówi - jest już przygotowana na śmierć i spotkanie z tymi, którzy odeszli z tego świata.
Nie boi się pani śmierci?
- A czaho maju bajacca? Czaławiek rodzicca i umiraja – takaja kolaj reczy. Usie kiedyści pamrem, adnyja raniej druhija paźniej. Nikatoryja dumajuć, szto jany uciakuć od śmierci i abmanuć jaje (śmiech), a jana nas siudy najdzia kali prydzia czas. Ja usie hawaru swajim dzieciam, kab mnie ni kałoli żadnymi kraploukami i na siłu ni ratawali, na szto heto? Toż to muczenia tolko czaławieka. Jak Boh minie paklicza da sibie, ja pajdu. Zrabiła na ziamle toja, szto trebo było i możno uże adpaczyci.
Czy nadejście śmierci można przeczuć?
- Maje mama hawaryli, szto nam śniacca tedy raznyja reczy – szto złodziaj uchodzić da naszaj chaty, szto my zapadajamsa u jakiści doł. Jak gusi i miaso śnicca, to też na śmierć kahości z naszaj radziny. Starejszyja hawaryli, szto sabaki wyli i jany praczuwali śmierć, bo jana chadziła para dzion kala chaty. Wokna i dźwiery samy zaczynialisa, heto znaki szto jana wybrała uże sabie czaławieka i dżdże, kab jaho zabraci.
A jak już nadszedł ten moment i człowiek umarł?
- Tedy hatowili jaho na pacharon. Cieło abmywali wadoju i składali najlepszyja ubrania. Każdy mieł jaho uże pryhatowano, usio lażało u kufry i żdało na adpawiedni czas. Trebo było trunu zrabici, ala daszkie też byli hatowy. Kala trune staulali świaczkie i jany musiali palicca ceły czas. Kab dusza da nieba trafiła. I usie prychodzili, kab razwitatca z miarcom. I nawat toj chto był pazławauszy z jim musiał pryjści. Tedy winy jamu byli darowany. Na treci dzień chawali.
Co jeszcze się działo przez te trzy dni?
- Zaraz pa śmierci zasłaniali usie lusterka, dauniej jich ni było mnoho, ala nie mohli być odkrytyja. I każdy dzień baby prychodzili i śpiawali żałobnyja pieśni, malilisa. I cześcili jich ad umierłaho. A jak wiaźli uże da cerkwy, to trebo było razsypać ziarno na chaci, szto świeczka u jom stajała i pirawiarnuci kresła da hare nahami. I trune ni moh niaści nichto bliski, musiali być czużyja. A u cerkwi jak trunu uże zamykali, to usie musiali pażagnacca z miarcom. Tak jamu akazwali paszanawania. Da trunek kłali jaszcze chustaczku i szapku mużczynam. Abrazik u ryku układali i kryżyk wieszali na szyji.
Gdzie dawniej umierali ludzie?
- Szpitalau i dachtarou ni było. Chto zachwareł starejszy to uże z hetaho ni wychodził. A umirali u chaci, u swajoj radnoj chaci. Nikomu da haławe ni pryszłoby, szto baćka czy maciaru dzieści oddawaci. A zresztaju ni było dzie. Zresztaju i teraz staryja ni choczuć da hetych usialakich zolau. Jany choczuć na swojoj baćkouszczynie dabyci da astatnich dniej.
Ale przecież w ZOL-ach jest specjalistyczna opieka...
- Jak haworać: jak prydzia na wieki, to i ni pamohuć leki. Dzieciam tak wyhadniej, kinuć starych da szpitala i usio. A potym da hetych chatau pacharonnych, na szto heto? Toż każdy maja swoju chatu i tam pawinian lażaci, szto niprauda? Żył u chaci, rabił, a pa śmierci dzieści wywiaźli. Dla nas heto wielmi ważna, kab pamiarci u swajoj chaci i z jaje wyruszyć u astatniu darohu… Czy heto tak mnoho?
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała: Halina Raducha