Dziś młodzi przygotowują się do ślubu latami. Wynajęcie sali, zespołu, wybranie menu, dekoracji i wiele innych spraw, które trzeba ogarnąć. I najważniejszy wybór to ta „druga połówka”, z którą spędzimy całe życie. Dziś rzadko rodzice ingerują kogo mają poślubić ich dzieci. A jeżeli nawet próbują, to odnosi to różny skutek, czasami wręcz odwrotny. Jak było kilkadziesiąt lat temu? Czy wtedy też młodzi decydowali o swoim szczęściu czy podporządkowywali się woli rodziców?
Jan i Stefania. On zakochany i świata nie widzący poza swoją Stefką. Ona wzdychająca do innego. Czy są szczęśliwi? Dziś wspominają to, co działo się ponad pięćdziesiąt lat temu.
Dlaczego wyszła pani za Jana? Z miłości?
Stefania: Waniu ja znała ad małoho, naszy baćkie znalisa. My razam latali pa polach, raki u rowi ławili. Ja ani razu ni padumała ob jom jak a majom mużyku, był dla minie jak brat. Wania był usie kiedy trebo było, kiedy ja mało ni utapiłasa u reccy, kiedy minie koni paniaśli. Wania nam pamahau zboża żaci i haraci. Teraz dumaju szto jon był mnie sudżany, tylko ja hetaho ni panimała. My razam chadzili na patancouki, ja tancawała a jon stajał i pahladau.
Czyli Jan nie traktował pani jak siostry?
S: Tedy ja ob hetum ni dumała. Jon nigdy ni skazał mnie złoho słowa. My raśli a mnie spadabausa druhi kawaler. Jon był z druhoj wioski. Ja jaszcze tedy ni znała szto dziauczata z maje wioski ni mohuć iści za chłopcau z taje wioski.
Znał pan Stefanię od dzieciństwa, co Was łączyło?
Jan: Stefka była najpiakniejsza z usich dziauczat. Wysoka, z dołhimi kosami. Usie na jaje uhladalisa. A jana usio umieła. I żyto padbirała najpierwsza, i waryci maci nawuczyła jaje. Padabałasa mnie. Maja maci hawaryła: Wańka, Ty budź ciarpliwy, żdży jaje. I ja żdał.
I doczekał się pan swojej Stefki?
J: Maje baćkie rano pamiarli. Ja zostausa sam, ni było kamu waryci, spratwaci czy chuścia myci. Ja wielmi chacieu kab jana była majeju żonkaju nu bajausa prasici. Ja żdał, tak jak mnie maci hawaryła.
Kiedy pani postanowiła, że wyjdzie za Jana?
Stefania: Kiedy jaho baćkie pamiarli, jon zastausa sam sirota. Ja jamu pamahała. To chleba napiakła, to chuścia pamyła, paspratwała. Nu ja tedy jaszcze ni dumała, szto budy jaho żonkaju. Jon był dla minie usie jak starszy brat. Katorahości dnia maja maci papytała u minie czy mnie ni szkoda Wańki. Nu szkoda ala szto ja maju zrabici? Wyjdzi za jaho zamuż – skazała. Dołho ja dumała ab hetum. I kiedy ja Wańcy heto skazała – jon płakał. Płakał za szczaścia. Skazał szto budzia minie na rukach nasici, szto mnie kryuda ni budzia. I mahu skazaci szto nasił minie na rukach i nigdy ni skryudził.
Pamięta pan ten dzień kiedy ukochana powiedziała, że chce wyjść za pana?
Jan: Jana pryszła, sieła na szlaban i skazała, szto mnie tak ciażko samomy. Szto mo my pażenimsa. A dzień nazad u nacze mnie maci pryśniłasa. Jana stajała pad zialonym drewam i tak cieszyłasa. I ja dażdzausa majej Stefki. Warto było wieryć i żdać…
Moi rozmówcy przeżyli ze sobą ponad pięćdziesiąt lat. Doczekali się dzieci i wnuków. I tylko czasami Jan mówi uszczypliwie do swojej żony – „A Ty minie ni chacieła”. A ona tylko się uśmiecha…
Halina Raducha