Miasto wielu kolorów i kontrastów, gdzie krzykliwe neony zdobią zabytkowe kamienice, choć to nie reguła. Paryż to ostoja wiekowej zabudowy, która daje o sobie znać na każdym kroku, to - wydaje się - miasto uporządkowane. Nie wchodzenie w konflikt podczas drugiej wojny światowej wyszło Paryżowi pod tym względem na dobre, dziś zjeżdżają tu turyści z całego świata, niemal każdy wie, gdzie leży i z czego słynie. Każdy, kto już tu był, czuje to miasto inaczej. Ja opowiem o „moim Paryżu”.
To miasto ożywa nocą, turyści, ale również wielu miejscowych, zasila klientelę kafejek i barów sącząc popularne tam wino i rzadziej - piwo. To właśnie wtedy Paryż nabiera kolorytu.
Warto wtedy odwiedzić Plac Pigalle, choć to dzielnica powszechnie uważana po zmroku za niezbyt bezpieczną, mimo to warto podjąć to ryzyko i obejrzeć słynny Moulin Rouge z bliska.
Kolejnym miejscem, które zachwyca, gdy zapada zmrok, jest oczywiście wieża Eiffla. Ponoć jeszcze rok temu wejście pod wieże, jak i wejście do wielu innych zabytków, chociażby do katedry Notre Damme nie stanowiło problemu. Dziś trzeba tam przejść kontrolę osobistą.
Paryżanie to mistrzowie parkowania. Paryski kierowca jest w stanie wyrwać się nawet najciaśniejszego klinczu, subtelnie „przesuwając” sąsiednie auta. Czy Paryżanie dbają w ten sposób o to, aby wszystkim starczyło miejsca, czy to po prostu objaw wielkomiejskiej nonszalancji?
Gdy mowa o ruchu drogowym i nonszalancji warto dodać, że w Paryżu przechodzenie przez przejście dla pieszych na czerwonym świetle jest tak samo oczywiste, jak w Polsce na zielonym. Być może wynika to z tego, że nawet najmniejsze uliczki, najmniej uczęszczane arterie są wyposażone w sygnalizację świetlną i pokonywanie każdej z nich z poszanowaniem przepisów byłoby czasochłonne i irytujące. Mimo to kierowcy, i – co dość egzotyczne dla nas, Polaków – policjanci, są wyrozumiali dla tego typu zachowań pieszych.
Paryżanie w ogóle sprawnie poruszają się po drogach, widać to chociażby pod Łukiem Triumfalnym, na jednym z największych rond w Europie. Wydaje się, że dla paryskiego kierowcy przejazd po jego kryńskim odpowiedniku, to jak zabawa resorakiem w piaskownicy.
Niektóre elementy codzienności Francuzów, mieszkających w stolicy, są u nas, w Polsce, nieosiągalne lub mało powszechne, chociażby to, że w każdym markecie - no dobra - w 95 procentach marketów kupimy świeżo wyciskany sok z cytrusów, na każdym rogu ulicy kupimy warzywa i świeże pieczywo, a do pracy dojedziemy niespóźniającym się, nawet o minutę, metrem.
Paryż to miasto w żaden sposób niehomogeniczne, różnorodne, co nie wszystkim pasuje. Wielu tam emigrantów z Afryki, którzy potrafią być nachalni w kontaktach z, powiedzmy, swoimi klientami, głównie turystami. Wielu z nich prowadzi handel obwoźny, oferując bibeloty w postaci małych wież Eiffla i bransoletek ze sznurków, za które życzą sobie kilka euro. Nieodłącznym elementem krajobrazu Paryża są też uzbrojeni żołnierze patrolujący ulice i - niestety - kloszardzi, którzy uwypuklają społeczny kontrast.
Paryż to niewątpliwie najbardziej okazała stolica europejska. Mnóstwo tu zabytkowych budowli, które spotkamy na każdym roku. Wojna nie tknęła Paryża, nie wyrządziła spustoszenia w wiekowej architekturze, tak, jak miało to miejsce w Warszawie. Miało to pewnie swoją cenę w wymiarze moralnym, ale raczej trudno podejrzewać, że Francuzi są zawstydzeni swoją postawą podczas II wojny światowej. Wszak dzięki tej postawie ich miasto przetrwało i dziś mogą żyć w dostatnim kraju. Pytanie jakim kosztem?
(hip)