Za ponad 4 miliony złotych mieszkańcom województwa podlaskiego zadano idiotyczne pytanie, na które mało kto odpowiedział. Co ciekawe, nawet gdyby ludzie tłumnie poszli do urn, to i tak nie miałoby to żadnego znaczenia, referendum nie było bowiem wiążące.
Za taką kasę przy sprzyjających okolicznościach można było zmodernizować około 10 kilometrów lokalnej drogi. Stało się jednak inaczej.
Przypomnijmy, kilka lat temu trwały przymiarki do budowy lotniska pod Białymstokiem. Wyznaczono kilka lokalizacji, m.in. pod Zabłudowem i Tykocinem. Ostatecznie jednak władze wojewódzkie odstąpiły od pomysłu, mówiąc o dużych kosztach inwestycji oraz konieczności dokładania do niej w przyszłości. Paradoksalnie zyskał na tym powiat sokólski. Z pieniędzy przeznaczonych na lotnisko sfinansowano m.in. modernizację trasy Korycin - Janów.
Pomysł budowy lotniska zyskał jednak na tyle zdeterminowaną grupę zwolenników, że skierowali oni wniosek do sądu, domagając się zorganizowania referendum lokalnego. W pierwszej instancji przegrali, ale zaskarżyli wyrok. Naczelny Sąd Administracyjny podzielił ich zdanie i nakazał władzom województwa zorganizowanie plebiscytu.
Dlaczego uważam pytanie „Czy jest Pan/Pani za wybudowaniem w województwie podlaskim regionalnego portu lotniczego?” za idiotyczne. A czy gdyby ktoś nas zapytał o to, czy jesteśmy za wybudowaniem Disneylandu, ośmiopasmowej autostrady do stolicy, albo term wodnych, to bylibyśmy przeciw? Raczej nie. Fajnie przecież mieć w pobliżu park rozrywki na światowym poziomie.
Nie chcę wnikać w intencje zwolenników referendum. Wykazali się oni jednak skrajną nieodpowiedzialnością za publiczny grosz. Kierując sprawę do sądu musieli zdawać sobie sprawę ze skutków swojej decyzji. Ale cóż tam, nie płacili przecież z własnej kieszeni. - Sprawiliśmy, że wiele osób dowiedziało się o korzyściach, jakie niesie za sobą powstanie lotniska - powiedział dziennikarzom portalu poranny.pl Paweł Backiel z komitetu referendalnego. Doprawdy, świetnie wydane pieniądze!
Przy okazji wyszło na jaw, kto jest winny niskiej frekwencji. To... dziennikarze. Taki wniosek wypływa z lektury komentarzy na Facebooku pod jednym z naszych tekstów.
„Nie natknęłam się na artykuł informujący o referendum na iSokolka.eu, na żadną informację o lokalach wyborczych... Widzę że krytyka przychodzi redaktorom znacznie łatwiej niż przekazywanie informacji” - napisała jedna z Internautek. „Baaaardzo wiele osób nie wiedziało o referendum. Wszyscy myśleli, że dotyczy ono tylko miasta Białegostoku. Akcja na „-” u nas w Sokółce za niedoinformowanie mieszkańców” - wtórował jej Czytelnik.
Były też wpisy, które na żaden komentarz nie zasługują:
Argument o nieinformowaniu o referendum jest zupełnie nietrafiony. Przez niemal tydzień na stronie głównej portalu znajdowała się informacja o głosowaniu. Wcześniej pisaliśmy o przedsięwzięciu kilkakrotnie. O referendum wspomnieliśmy również w ostatnim „przewodniku weekendowym”...
Może rozwiązaniem na przyszłość byłoby płacenie za udział w głosowaniu?
O nikłym zainteresowaniem tematem świadczy pewna sprawa. Kilka dni przed referendum białostockie media zorganizowały debatę poświęconą budowie lotniska. Na jednym ze zdjęć można było dostrzec, ile osób na nią przybyło. Na potężnej auli siedziało ich może ze 30, wliczając w to samych prelegentów, ich asystentów i przedstawicieli organizatorów.
Póki co, musimy więc żyć bez lotniska regionalnego. Jest jednak pewne wyjście z tej sytuacji, choć pomysł może w pierwszej chwili wydawać się szalony. Wystarczyłoby dogadać się z Łukaszenką. Najbliższe lotnisko cywilne znajduje się zaledwie 40 kilometrów od Sokółki, w Grodnie. Dlaczego samoloty Wizzaira nie miałyby tam lądować, na regularnych liniach do Londynu, Manchesteru, czy Brukseli? Niedawno przywódca Białorusi zniósł wizy dla osób, które przybywają do jego kraju, korzystając z lotniska w Mińsku. Mogą tam one przebywać przez pięć dni. Dlaczego więc nie uruchomić bezwizowego ruchu dla Polaków lecących na Zachód? Przecież wyprawa do Grodna trwałaby krócej niż jazda do Warszawy...
(ignis)