Rówieśnicy Przemka Klepackiego z reguły dla sportu celują piłką do bramki lub trenują dwutakty pod koszem. Przemek jeździ zaś po całej Polsce i na dwóch kółkach pokonuje przeszkody w terenie. Motor to dla niego czymś więcej niż środek transportu – motocross to pasja, przypływ adrenaliny, ulubiony sport. Tegoroczny maturzysta od kilku lat odnosi sukcesy w tej mało znanej w Polsce dyscyplinie. W rozmowie nieco ją nam przybliżył i opowiedział, co czyni motocross tak interesującym.
Od kiedy zajmujesz się motocrossem? Dlaczego wybrałeś właśnie ten sport?
Trenuję motocross od pięciu lat. Właśnie wtedy wszyscy koledzy jeździli na motorach, sam też się w to wciągnąłem. Kiedy pierwszy raz usiadłem na motocyklu, nie miałem pojęcia z czym to się je, nie wiedziałem, gdzie jest hamulec, a gdzie gaz. Na początku nie wiedziałem, jak się jeździ, ale bardzo szybko się tego nauczyłem. Niedługo później zacząłem poważniej to wszystko traktować, już pod okiem trenera. Na początku miałem trochę obaw, bałem się, że mogę coś sobie zrobić, ale z czasem to minęło. To wszystko kwestia psychiki, odkręcenia manetki i dodania gazu.
Czym różni się motocross od innych sportów i co ci on daje?
Motocross nie jest sportem jak wszystkie inne. Tu, nie tak jak w sportach zespołowych, liczysz tylko na siebie, ale ciężkie treningi owocują dużymi sukcesami. Na swoim pierwszym motorze w 2010 zająłem drugie miejsce w Pucharze Polski Cross Country w klasie Junior 85, rok później zająłem trzecie miejsce w Pucharze Polski już w wyższej klasie – Junior 125, w 2012 r. również zająłem trzecie miejsce. Próbowałem jeździć również na quadzie przeprawowym, jeszcze zanim usiadłem na motorze, ale to nie było dla mnie – zbyt nudne. Jazda na motorze daje adrenalinę, której szukam. Niestety, sport, który uprawiam jest bardzo drogi. Nie każdego stać na kupno motocykla, trzeba sporo wydać na profesjonalny sprzęt ochronny. Jeżdżę w białostockim klubie Offroad, który jest fantastyczny – mamy sporo dobrych zawodników, wielu też dopiero zaczyna zajmować się sportem.
Gdzie odbywają się zawody i jak wygląda typowy trening zawodnika motocrossu?
Często musimy przejechać całą Polskę, żeby wystąpić na zawodach – jeździmy do Gdańska, Wałbrzycha, Poznania; podobnie jest też ze zgrupowaniami i treningami, które prowadzą ludzie znający się na tym, co robią. Treningi i przygotowania do turniejów są czasochłonne – spotykamy się dwa razy w tygodniu - rozpakowujemy motocykle, smarujemy łańcuchy, później jeździmy dwa razy po dwadzieścia minut, na koniec rozluźniamy mięśnie i zbieramy się do domu. Zawody są najczęściej w weekendy.
Czy nie boisz się, że doznasz kontuzji?
Na początku kontuzje były na porządku dziennym, dlatego miałem dużo obaw. Ale, jak już mówiłem, z czasem to mija. Jeśli kochasz sport naprawdę, dajesz z siebie wszystko. Jeśli zdarzy się upadek, rzeczywiście, można się trochę poobijać, ale trzeba wstać, otrzepać się i dalej jechać do przodu.
Jakie masz plany na przyszłość?
Teraz chcę zacząć studia. W najbliższym czasie muszę wyleczyć się do końca z kontuzji, później wybieram się na kolejną rundę Mistrzostw Polski. Dalej chcę jeździć na motorze, ale bardzo ciężko jest z tym wiązać przyszłość. U nas niewiele osób żyje z motocrossu – wiele zależy od promocji zawodów przez ich organizatorów, a czasem ludzie, którzy chcieliby je obejrzeć, nie wiedzą, że takie zawody się w ogóle odbywają. Zawsze jednak na trybunach pojawia się przynajmniej garstka osób, które interesuje to, co robimy.
Dziękuję za rozmowę.
Notowała: Zuzanna Błahuszewska