Co kradną? Wszystko. Dezodoranty, serki, piwa czy kawy. Od razy zgłaszamy to na policję. Zazwyczaj są to ludzie dobrze znani mundurowym, więc nie ma problemu z ich ujęciem - mówi ekspedientka w jednym z sokólskich marketów
- W pierwszym kwartale 2014 roku odnotowaliśmy 12 kradzieży sklepowych. Wykrywalność takich przestępstw jest stuprocentowa - informuje Elżbieta Piktel, p.o. oficera prasowego w Komendzie Powiatowej Policji w Sokółce.
Jak kradną? - Najczęściej towar wkładają do damskiej torebki, bo kobietom też zdarza się coś ukraść, nawet kilka plasterków wędliny. Wkładają łup w rękaw, czy bezpośrednio do kieszeni. Niektórzy mają specjalnie wycięte kieszenie po wewnętrznej stronie kurtki - mówią ekspedientki jednego z sokólskich marketów.
Przedświąteczna gorączka zakupów była okazją dla złodziei.
- Najwięcej kradzieży notujemy właśnie w czasie przedświątecznych zakupów, bo po prostu wtedy ludzi na sklepie jest najwięcej. Złodzieje wiedzą, że mamy dużo pracy i korzystają z tego. Oni wiedzą, kogo z nas mają pilnować. Często na gorącym uczynku przyłapujemy dzieci, które przychodzą z sąsiedniej szkoły w czasie przerwy, wówczas informujemy o tym ich rodziców - dodają ekspedientki.
- Oprócz drobnych kradzieży, których dokonują zazwyczaj przypadkowe osoby, zdarzają się kradzieże przeprowadzane przez zorganizowanie kilkuosobowe grupy. I to są skoki na towary naprawdę wartościowe. Pracuję w supermarkecie już dekadę i proszę mi wierzyć, metody złodziei są naprawdę przemyślane. Z oczywistych względów nie będę ich opisywał. Jeśli chodzi o drobne kradzieże, to zdarzają się nam one średnio dwa razy w tygodniu - mówi jeden z pracowników sokólskiego supermarketu.
- Przedmiotem wykroczenia są najczęściej artykuły spożywcze, alkohol oraz kosmetyki. W przypadku drobnych kradzieży sprawcy wykorzystują nieuwagę obsługi sklepu. Ukrywają łup pod ubiór i wychodzą poza linię kas. Są to często przypadkowe osoby, które czynią to okazyjnie. Najczęściej tłumaczą się brakiem środków finansowych. Sprawcy kradzieży sklepowych zostają ukarani mandatem karnym, najczęściej w wysokości od 50 do 500 zł - tłumaczy Elżbieta Piktel.
(mby)