Jaćwingowie. Jotvingiai. Jaćwiahi. Tak nazywa się ich po polsku, litewsku i białorusku. Toczący z nimi ciężkie boje Krzyżacy, wołali zaś na nich Jatwinger. Jak sami siebie nazywali – tego niestety nie wiadomo.
Byli ludem bałtyckim spokrewnionym z Litwinami, Żmudzinami i również wymarłymi Prusami. Zamieszkiwali głównie Suwalszczyznę, lecz okresowo i w rozproszeniu sięgali na Sokólszczyznę, która Sokólszczyzną wtedy jeszcze nie była.
Czesław Miłosz nazywał ich Indianami Europy i jest określenie bardzo trafne, gdyż Jaćwięgowie również byli znani z waleczności, szaleńczej odwagi i „dzikości”. Tak jak rdzenni Amerykanie, byli określani jako zacofani barbarzyńcy i niecywilizowane dzikusy. Wszystko to po to, by usprawiedliwić ich podbój, w imię postępu cywilizacyjnego.
Jaćwingowie, zwani również Sudawianami, Polekszanami czy Dajnami, nie byli jednak bezbronnymi niewiniątkami.
Wszystkie kroniki opisują ich jako nieustraszonych wojowników, a wyprawy łupieżcze na ziemie ruskie lub polskie, były niemalże rytuałem. Takie wyprawy nie były bezkarne, jednak akcje odwetowe utrudniło ukształtowanie terenu, gdyż Jaćwingowie zamieszkiwali głównie puszcze i ziemie zalesione, bagniste, pełne rzek, jezior i pagórków. Obszary dzisiejszej Sokólszczyzny był wtedy jedną wielką puszczą. Teren był idealny dla zasadzek.
Jaćwingowie unikali walnych bitew i walk w otwartym polu. Ich taktyka polegała głównie na szybkich atakach z zaskoczenia i prędkim wycofaniu się z łupami. Często jednak podczas bitw nie kierowali się zdrowym rozsądkiem, lecz odwagą, honorem i świadomością, że „bogowie patrzą”. To, czym się szczycili, a za co wrogowie ich szanowali, koniec końców działało na ich niekorzyść, bowiem nawet gdy wróg miał znaczną przewagę liczebną, ucieczka była czymś haniebnym i walczono do samego końca. Jest w tym pewna dziwność, gdyż ich taktyka walki kojarzy się bardziej z maksymą „uciec, by walczyć innego dnia”, niż z walką do ostatniego człowieka. Jeśli w końcu zrozumieli, że jest czas ucieczki i jest czas walki, to pewnie gdy było już dla nich za późno.
Choć byli bitniejsi od swoich sąsiadów, to jednak słabiej zorganizowani i nigdy nie stworzyli organizmu państwowego. Jakimś krokiem ku temu był okres rządów Skomena, który podporządkował sobie wszystkich kuningasów (książąt, możnych), zebrał ogromną armię i zorganizował największą w historii Jaćwieży wyprawę. Rajd na Polskę z 1264 roku doszedł aż pod Sandomierz i zakończyaby się ogromnym sukcesem, gdyby nie to, że na zadowolonych z siebie Jaćwięgów, którzy wracali do domu z łupami i jeńcami, napadły polskie wojska. Jaćwingowie zostali rozgromieni i utracili wszystkie zdobycze, a Skomen poległ. Gdyby nie to, być może Skomen mógłby być jaćwięskim odpowiednikiem litewskiego Mendoga. Scentralizowałby władzę na Jaćwięży i stworzyłby na wzór swoich litewskich braci organizm państwowy zdolny do obrony przed Krzyżakami i mogący prowadzić bardziej dalekosiężną i konstruktywną politykę, nie ograniczającą się jedynie do wypraw po łupy. Wyszło jednak inaczej.
19 lat po śmierci Skomena, Krzyżacy zdobyli najważniejszą twierdzę Jaćwięgów w Szurpiłach, a wszyscy jaćwięscy kuningasi zostali zabici, lub podporządkowali się nowym panom.
Choć powszechnie się uważa, że Jaćwięgowie zostali zniszczeni co do jednego i znikli z tego świata, nie jest to prawda.
Jedni zostali przesiedleni przez Krzyżaków, inni emigrowali do Polski, Litwy i na Ruś, gdzie z czasem ulegali asymilacji, a nieliczni zostali na miejscu. Niewiarygodne jest to, że w spisie z 1860 roku dotyczącym Grodzieńszczyzny (w tym i Sokólszczyzny), ponad 30 tysięcy osób identyfikowało się jako Jaćwięgowie, nie znając nawet języka przodków.
Kilkadziesiąt lat później nie było już ani jednej takiej osoby, a niedługo później Jaćwingowie kojarzyli się już tylko z odległą starożytnością.
I cóż nam po nich zostało? Kurhany takie jak w okolicy Suchowoli, nazwy miejscowości jak np. Jatwieź Duża i Jatwieź Mała, czy Sidra od słowa „sidre”, które oznacza żwir, czy Szudziałowo od słowa „sudas”, czyli błoto, oraz inne, jak np. Trejgle, Słoja, Sokołda, Nietupa. Zostały też nazwy rzek (Żwegra w Kuźnicy), wzgórz i miejsc (uroczysko Piereciosy). No i oczywiście nazwiska takie jak: Kiersnowski, Kierbiedź, Santor, Jaszczołt, Ejsmont, Skrouba, Dziadel, Wojszel, itp.
Zostały po nich również grodziska, czyli pozostałości po grodach, lub osadach obronnych. Znajdują się w Łosośnie, Trzciance czy Bachmatówce.
Jaćwingowie pozostawili tutaj także swoje geny i z pewnością w żyłach wielu sokółczan płynie krew bałtyckich wojowników. Dlatego warto o nich pamiętać.
Edward Horsztyński