Klęski epidemiologiczne w Europie należą już do przeszłości. Był jednak czas, gdy choroby zbierały straszne i obfite żniwo. Dżuma i cholera nie oszczędziły też Sokólszczyzny.
O ile słabo rozwinięta kultura higieny, niedożywienie, brak wiedzy o istnieniu bakterii i grzebanie zmarłych na terenie miasta (do 1795 roku) sprzyjało rozprzestrzenianiu się chorób zakaźnych, to na korzyść naszych przodków działała słaba mobilność. Zwłaszcza chłopi bardzo rzadko opuszczali najbliższą okolicę, dlatego epidemie głównie przychodziły wraz z wojskiem, w czasie wojny.
Na ten przykład lata 1655-60 to okres dżumy, którą przyniosły za sobą wojskie szwedzkie i moskiewskie. W niektórych wsiach wymarło nawet 70 proc. ludności. Później sokółczanie mieli pół wieku spokoju, aż w 1708 roku dżuma znów spustoszyła i zdziesiątkowała całą Litwę, nie omijając Sokólszczyzny, i przez kilka następnych lat ta straszna choroba powracała okresowo.
Czytaj też: Łowczyki. Czy to cmentarz z czasów Wielkiej Wojny Północnej? [FOTO OD CZYTELNICZKI]
Wiek XIX to okres cholery, która przyszła do nas wraz z rosyjskim wojskiem skierowanym do stłumienia powstania listopadowego. Oddziały roznoszące zarazki tej choroby stacjonowały w Białymstoku i w Bielsku. Czy stacjonowały również w Sokółce, czy zaraza przyszła do nas Białostocczyzny i Ziemi Bielskiej? Tego nie udało mi się ustalić. Powstał komitet ochrony przed cholerą dzielący się na trzy wydziały: białostocki, sokólski i bielski. W skład każdego wydziału komitetu wchodził burmistrz, sędzia, lekarz powiatowy (sztuk: jeden!), marszałek powiatu i rotmistrz magistratu. Komitet wydawał ludności zalecenia związane z higieną, przeciwdziałaniem zarazie i rozpoznawaniem symptomów choroby. Gdy kogoś „chaliera uziała”, miał obowiązek przybić do drzwi domu tabliczkę z napisem „cholera”. Komitet organizował też w każdym powiecie po dwa lazarety, jeden dla chrześcijan, drugi dla żydów.
Materialnym śladem po tej strasznej zarazie są cmentarze choleryczne, które często z pozoru wyglądają, tak jak przy wsi Starowlany - jak zwykłe kamienie na łące, czy przy lesie.
Cholera wróciła na Sokólszczyznę w 1855 roku. Później zdarzyła się już tylko raz, i tylko w okolicy Sokolan, w czasie II wojny światowej.
Jak starano się chronić przed zarazą? Robiono przeróżne mikstury, które się piło, lub się nimi nacierano, albo podpalało i okadzało nimi pomieszczenia. Chodzono też do szeptuchy, a kiedy już wszystkie sposoby zostały wykorzystane, to zawsze zostawała modlitwa i mimo zakazu zgromadzeń, kościół, cerkiew, synagoga i meczet wypełnione były po brzegi. Zaś duchowieństwo wszystkich wyznań wspierało swoje wspólnoty nie tylko modlitwą, a na wszystkie możliwe sposoby - od pomocy materialnej i załatwiania leków, po edukację na temat choroby, zapobiegania jej i rozpoznawania symptomów.
A jednak choćby duchowny lub lekarz tłumaczył po sto razy, prości sokółczanie doszukiwali się w epidemiach przyczyn nadnaturalnych. Wiara w karę boską była niemal standardem. Często też starano się powiązać zarazę z anomaliami pogodowymi, czy z takimi zjawiskami jak kometa. Oczywiście też, bardzo często o wywołanie zarazy obwiniano żydów.
Edward Horsztyński