Do wnętrza składowiska w Karczach wlewane są toksyczne odcieki - twierdzi Stanisław Kieżel. Czy faktycznie? Sprawę badają specjaliści.
Stanisław Kieżel, sołtys Nowej Kamionki, jak sam mówi, na dobre zaangażował się w sprawę składowiska w Karczach, kiedy minister środowiska uchylił rozstrzygnięcie Urzędu Marszałkowskiego dotyczące pozwolenia zintegrowanego na gospodarowanie nowym składowiskiem. W efekcie tej decyzji 2 stycznia - po kilku miesiącach przerwy - na Karcze ponownie wjechały śmieci.
- W teren żwirowni wpompowywane są niezutylizowane toksyczne odcieki ze składowiska, a te przedostają się gruntu. Koszt utylizacji takich odcieków generuje duże koszty - stwierdza Stanisław Kieżel. Kolejną z nieprawidłowości, jaką wskazuje jest - jego zdaniem - brak jednego z obwałowań (od strony żwirowni). Dopiero po pewnym czasie uformowano tam niewielki nasyp.
Stanisław Kieżel zaczął informować o tym fakcie wszystkie możliwe instytucje, w tym policję, prokuraturę, Straż Miejską, a nawet ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę i ministerstwo środowiska. Departament Ochrony Środowiska w resorcie środowiska odpowiadając na jego pismo 7 kwietnia skierował do GIOŚ i WIOŚ prośbę o zajęcie się tą sprawą. Ta ostatnia instytucja w końcu rozpoczęła kontrolę na składowisku 18 kwietnia - jak mówił jej przedstawiciel - ze względu między innymi na liczne wnioski o interwencje kierowane przez Stanisława Kieżela do GIOŚ. Przedmiotem wszczętej kontroli było również sprawdzenie, czy decyzja GIOŚ o wstrzymaniu działalności na składowiska jest przez firmę wykonywana.
Kontrola była przeprowadzana również od końca stycznia do końca marca. Stwierdzono wówczas, podczas badań wody z piezometrów, „że niektóre wartości zwiększyły się nawet 14-krotnie, w stosunku do ubiegłego roku”.
Sam Stanisław Kieżel nie daje za wygraną i twardo stoi na stanowisku, że do wnętrza składowiska wlewane są toksyczne odcieki. Był w tej sprawie przesłuchiwany w WIOŚ. Dowodem na to działanie, jest - jego zdaniem - wąż strażacki i żółte rury umieszczone na obwałowaniach, które miałyby służyć do wlewania odcieków oraz zainstalowana na składowisku przepompownia (patrz zdjęcia poniżej). 25 marca miała to sprawdzić policja, jednak na teren nie wpuszczono funkcjonariuszy. Odcieki widać też na wale usypanym ze żwiru. Czy są toksyczne? Na to pytanie mają odpowiedzieć specjaliści.
„Prowizoryczny wał, który powstał po moich donosach nosi ślady nawilżenia odciekami i ingerencji w celu niedopuszczenia do przerwania” - pisze sołtys Nowej Kamionki w kolejnym piśmie do WIOŚ. Kontrolerzy faktycznie stwierdzili tam odcieki i pobrali próbki do badań podczas kontroli przeprowadzonej 18 kwietnia.
Faktem jest natomiast, że działalność firmy na składowisku w Karczach została wstrzymana decyzją Głównego Inspektora Ochrony Środowiska. Żadna ciężarówka z odpadami nie może tam wjechać. Mimo tego, jak informował Marek Awdziej, przewodniczący komisji ds. Karcz, na składowisko (18 kwietnia) wjechały dwa samochody ciężarowe z odpadami, o czym powiadomił odpowiednie służby. Radni i gmina dla lepszej kontroli przestrzegania tej decyzji chcą zamontowania monitoringu na składowisku.
Obecna kontrola WIOŚ na składowisku ma potrwać około 30 dni. Rozpoczęto ją 18 kwietnia. Pobrano tam m.in próbki gleby.
(mby)
Na składowisku w Karczach: