Ostatnie dwa miesiące były fatalne dla polskiej polityki, bo polityka w tym wzajemnym wielkim starciu, także tym personalnym, ujawniła pogoń za głosem wyborcy za wszelką cenę. A dzisiaj trzeba nam zbiorowego, mądrego przywództwa - ludzi, którzy chcą być razem ze sobą, a nie przeciwko sobie - mówi Janusz Piechociński, wicepremier, prezes Polskiego Stronnictwa Ludowego w rozmowie z portalem iSokolka.eu.
Czy słyszał pan o problemie gminy Sokółka związanym z wysypiskiem śmieci w Karczach?
- Nie tylko słyszałem. Robimy wszystko, żeby wspomóc miejscowy samorząd, bo władza, która zaniedbała to w przeszłości, zastawiła tu bombę z gigantycznym, opóźnionym zapłonem. To dramatyczna sytuacja, bo podmiot gospodarczy nie respektuje już prawa, a ponieważ za zagrożenie odpowiada samorząd jako gospodarz, to szykuje się potężny wydatek. Dlatego potrzebne jest tu wsparcie Narodowego i Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska, a także pomoc prawna z Warszawy.
Czy uda się tę sprawę rozwiązać?
- Sprawa jest wyjątkowo niełatwa. W zasadzie było już tu wszystko: prokuratury, wystąpienia, zaniechania, błędy z przeszłości. Zostały gigantyczne ilości substancji, które trzeba utylizować. To efekt braku wyobraźni, a może i czegoś więcej.
Czy w jakikolwiek sposób uda się pomóc rolnikom, którzy mają ogromny problem w związku z epidemią afrykańskiego pomoru świń?
- Trzeba zdjąć podaż mięsa wieprzowego z polskiego rynku i doprowadzić do tego, że wrócimy do ceny skupu powyżej 5,50 zł, a średnia w kraju to obecnie 4,17 zł. Stąd nie tylko działania ministra rolnictwa Marka Sawickiego, ale także moje. Jestem przekonany o tym, że wkrótce przyjdzie dobra wiadomość z Azji. Japonia wróci do kupowania wieprzowiny w Polsce. Kolejny bardzo ważny obszar to Wietnam. Jest też rynek chiński, rynek singapurski. Najważniejsze jest więc teraz jak dużo wyeksportujemy. Trzeba odbudować cenę skupu trzody chlewnej w Polsce. A dopiero w kolejnej fazie jest problem tego błędu, który był popełniony przez byłego - na szczęście - naczelnego lekarza weterynarii, który w potężnych obszarach Polski utworzył strefy, gdzie wstrzymany został skup wieprzowiny. Spowodowało to dużą niepewność co do zwiększania produkcji trzody chlewnej. Cała Ściana Wschodnia, która jest przecież jednym z ważniejszych producentów wieprzowiny w kraju, znalazła się w dramatycznej sytuacji. Trzeba zwiększać obszar spraw, w których państwo będzie mogło interweniować - a więc np. posiadanie chłodni, a nie myślenie, że w chwili zagrożenia wykorzystamy poprzez przetargi podmioty rynkowe.
Powiedział pan w jednym z ostatnich wywiadów, że liczy pan na to, iż po wyborach parlamentarnych powstanie wielka koalicja PO-PiS-PSL. Naprawdę pan w to wierzy?
- Rozmawiamy w niedzielę wyborczą, więc powiem tak: nie jest ważne kto dziś wygra. My Polacy przegraliśmy te wybory, bo one uruchomiły kolejną fazę wojen plemiennych, one jeszcze bardziej uwidoczniły, że w Polsce jest tak naprawdę kilka krajów, które się nie rozumieją, nie czują się nawzajem, a politycy, przywódcy, pchają nas do konfrontacji, bo to daje lepszy wynik wyborczy. PSL jest inne, PSL jest w centrum. Głosem PSL-u i mojego doświadczenia - i życiowego, i ekonomicznego - mówię, że dzisiaj ten spór PO z PiS-em, trwający już dziesięć lat, jest jałowy, a niesie Polsce jedynie zło, bo dzieli wspólnotę obywatelską, bo nasyca ją emocją niechęci, bo wydaje wojnę wewnątrz i na zewnątrz kraju, podczas gdy dzisiaj - wobec tych wyzwań i niepewności świata - powinniśmy być maksymalnie zgodni. Marzy mi się sytuacja, w której po dobrym wyniku parlamentarnym PSL będzie mógł zaprosić obie te formacje do jednej większościowej koalicji. Czas, który jest przed nami jest wyjątkowo wymagający. Wojna w krajowej polityce, odbieranie Polakom satysfakcji z tego, co osiągnęliśmy, przenoszenie tej wojny do samorządów - jest po prostu dramatycznie irracjonalne, niesie ze sobą tylko potężne kłopoty, podczas, gdy dzisiaj Polska i Polacy muszą rozumieć jedną prawdę: razem możemy więcej, zespoleni możemy wygrywać, a podzieleni będziemy przegrywać. I dlatego jest potrzebny polityczny impuls nowego przywództwa, nie takiego, które mówi "Nie jesteś Kaczyński, głosuj na mnie", albo "Nie jesteś Tuskiem, czy Kopacz, głosuj na mnie", tylko stwierdza "Głosuj za Polską wspólnych działań, wspólnego myślenia".
Ostatnie dwa miesiące były fatalne dla polskiej polityki, bo polityka w tym wzajemnym wielkim starciu, także tym personalnym, ujawniła pogoń za głosem wyborcy za wszelką cenę. A dzisiaj trzeba nam zbiorowego, mądrego przywództwa - ludzi, którzy chcą być razem ze sobą, a nie przeciwko sobie.
Kto wygra wybory prezydenckie?
- Nieważne kto wygra. Polska odczuje to, że przegrała. Jeśli będzie kontynuacja, to osłabiona wynikiem pierwszej tury i wzrostem rzeczywistej niechęci. A za rogiem czają się już radykałowie, którzy mówią "Wyrzućmy na śmietnik ostatnie 25 lat. Trzeba to wszystko podpalić i zburzyć, a później będziemy budować od nowa". Otóż nie ma miejsca na to, aby burzyć i palić. Jest miejsce na ewolucję, a nie rewolucję. Jeśli zaś wygra nowe... Jest ono tak nasączone deklaracjami - bardzo łatwymi, prostymi - w które część wyborców uwierzyła, że na etapie najbliższych dwóch lat dojdzie do zrzucania z siebie odpowiedzialności za niezrealizowanie postulatów wyborczych. Złożenie deklaracji porównywalnej z wielkością budżetu pokazuje wyraźnie, że polska polityka może polskim wyborcom obiecać wszystko.
Poda pan rękę Elżbiecie Bieńkowskiej?
- Ja wszystkim podaję rękę. Ja się nie obrażam. Do polskiego języka - oprócz słów "przyjaciel", "wróg", "koalicjant" - doszły nowe. Niech się jednak martwią ci, którzy pewne słowa przy pozornie prywatnych rozmowach wypowiadają. Mogę pana zapewnić, że moje rozmowy, moje wszystkie wystąpienia są pełne szacunku do każdego, z pełną kulturą i zrozumieniem. Nie jestem zadufanym politykiem, który obciąża wszystkich dookoła. Jestem człowiekiem, który im wyżej się znajduje, tym większą wykazuje pokorę i wstrzemięźliwość.
Dziękuję za rozmowę.
Notował: Piotr Biziuk