Lata 2015-2016, początek roku 2017, to okres przygotowania dużych projektów inwestycyjnych ze środków nie pochodzących z budżetu gminy Sokółka. Mam na myśli przedsięwzięcia warte po kilkadziesiąt milionów złotych. Myślę, że takie właśnie będą realizowane w Sokółce. Wiem, że pani burmistrz prowadzi na ten temat zaawansowane rozmowy - mówi Antoni Stefanowicz, zastępca burmistrza Sokółki w rozmowie z portalem iSokolka.eu.
Kiedy zaczęła się pana przygoda z samorządem?
- Z samorządem jestem związany od roku 1994. Wtedy właśnie, dokładnie 4 lipca, zostałem przewodniczącym Rady Miejskiej w Knyszynie. Od tamtego czasu pełniłem różne funkcje. Do roku 1998 byłem przewodniczącym w Knyszynie, przez następną kadencję sprawowałem funkcję burmistrza tego miasta, a od 2003 roku do końca 2014 roku byłem zastępcą wójta gminy Trzcianne.
Czy ta praca wciąga?
- Myślę, że tak. To praca, która daje dużo satysfakcji, ważny jest w niej kontakt z ludźmi.
Jak to się stało, że został pan zastępcą wójta w Trzciannem?
- Wójt tej miejscowości potrzebował osoby kompetentnej do zajmowania się wnioskami unijnymi. Przypomnę, że w roku 2003 wdrażano program SAPARD. Gmina Trzcianne jest szczególna – ponad połowa jej obszaru znajduje się w Biebrzańskim Parku Narodowym. Była więc możliwość korzystania z funduszy na ochronę środowiska. Poznałem tam wiele zagadnień związanych z finansowaniem projektów ochrony środowiska.
Przygotowywaliśmy ciekawe przedsięwzięcia, na przykład dotyczący energetycznego wykorzystania biomasy. Projekt ten zakładał budowę 41 kotłowni w budynkach prywatnych. Za odpłatność wynoszącą 20 procent wartości mieszkańcy otrzymywali kompleksowe wyposażenie kotłowni. Pozostałe koszty to dotacje pozyskane przez gminę.
Cofnijmy się w czasie. W Knyszynie był pan burmistrzem z ramienia Prawa i Sprawiedliwości?
- Nie. Dopiero w kolejnych wyborach w 2006 roku startowałem z listy PiS, ale bez powodzenia.
Dlaczego?
- Część środowiska była nielojalna wobec mnie.
Jak trafił pan do Sokółki?
- Złożyłem ofertę. Pani Ewa Kulikowska poprosiła o jej uzupełnienie o zagadnienia, którymi się zajmowałem w samorządzie. Dopiero informacje zawarte w rozszerzeniu okazały się dla mnie pomyślne.
Czy było to jedyne miejsce, w którym złożył pan swoje CV?
- Nie. Były jeszcze dwa miejsca.
Co może pan powiedzieć o funkcjonowaniu gminy Sokółka po ponad miesiącu pracy tutaj?
- Myślę, że to bardzo ciekawa gmina z dużymi perspektywami. Te perspektywy wiążę z osobą pani burmistrz Ewy Kulikowskiej, która mając wielkie doświadczenie jest osobą gwarantującą sprawne pozyskiwanie funduszy z Unii Europejskiej. Nie wszystkie projekty – jak sądzę – uda się zrealizować w tej pierwszej kadencji, część z nich będzie realizowana na przełomie lat 2017-2018-2019. Przygotowanie dużych inwestycji drogowych zabiera około dwóch lat, sama ich realizacja może być krótsza. Tak więc lata 2015-2016, początek roku 2017, to okres przygotowania dużych projektów inwestycyjnych ze środków nie pochodzących z budżetu gminy Sokółka. Mam na myśli przedsięwzięcia warte po kilkadziesiąt milionów złotych. Myślę, że takie właśnie będą realizowane w Sokółce. Wiem, że pani burmistrz prowadzi na ten temat zaawansowane rozmowy.
Sądzę, że w perspektywie dwóch kadencji układ komunikacyjny Sokółki będzie zupełnie inny, a ruch ciężarowy zostanie wyprowadzony z miasta. Jest wiele pomysłów.
Czego najbardziej brakuje Sokółce?
- Sądzę, że przed Sokółką jest bardzo dobry okres, okres dynamicznego wzrostu i rozwoju. Połączenie położenia przygranicznego, uruchomienie strefy ekonomicznej, możliwość lepszej komunikacji i wymiany towarowej, powrót do tradycji kupieckich – myślę, że to wszystko rokuje bardzo dobrze na najbliższe lata dla Sokółki. Natomiast to co do tej pory zaobserwowałem, to są dość duże braki w zakresie gospodarki wodno-ściekowej. Poza terenem aglomeracji nie ma właściwie sieci kanalizacyjnej. Obostrzenia unijne w tym względzie mogą nas w najbliższym czasie boleśnie dotknąć. Dlatego sądzę, że w najbliższym czasie złożymy bardzo duży projekt z zakresu gospodarki wodno-ściekowej. Patrząc na dane statystyczne, w tym zakresie Sokółka nie ma dobrych współczynników, nawet biorąc pod uwagę sąsiednie gminy – Dąbrowę Białostocką, Korycin, Janów.
Jaka była najtrudniejsza decyzja, którą musiał pan podjąć jako samorządowiec?
- To była decyzja o tworzeniu gminnego ZOZ-u w Knyszynie i odłączeniu się od Moniek. Została podjęta w dość dramatycznych okolicznościach. Dyrekcja monieckiego ZOZ-u pewnego dnia o godzinie 6 rano przyjechała samochodami ciężarowymi – jak się mieszkańcom wydawało i chyba taki był zamiar – w celu wywiezienia sprzętu diagnostycznego z Knyszyna. Skutkowałoby to zamknięciem oddziału wewnętrznego i przewlekle chorych. W Knyszynie rozpoczął się protest, trwał dość długo. Był to okres rządów AWS-u. Ówczesna pani wojewoda Krystyna Łukaszuk wykazywała brak zrozumienia dla naszych działań. Później to się radykalnie zmieniło i mogliśmy wręcz liczyć na pomoc z jej strony. Natomiast pierwszy etap, pierwsze miesiące były bardzo trudne. Dochodziło do interwencji policji. Pamiętam, że podczas jednej z blokad na skrzyżowaniu w Knyszynie przyjechało 14 samochodów z oddziałów prewencji. Funkcjonariusze wyszli z tarczami, zaczęli o nie uderzać, by skłonić mieszkańców do wycofania się. Tych wrażeń było aż nadto.
Na szczęście szpital działa do dziś. Placówka ta jest przyjazna dla mieszkańców, co jest bardzo ważne dla starzejącego się społeczeństwa.
Czy samorządowiec powinien pracować w tej gminie, w której mieszka?
- To trudne pytanie. Ale weryfikują to wybory. Mam kolegów, którzy są burmistrzami i wójtami i nie mieszkają w miejscowościach, w których sprawują swoje funkcje, niejednokrotnie przez 20 lat.
Co lubi pan robić w wolnym czasie?
- Czytam książki historyczne. Mam też maszyny stolarskie. W wolnym czasie wykonuję takie rzeczy jak altanki – dla siebie oczywiście, nie na sprzedaż. Ostatnio robiłem meble ogrodowe, remont domu na Mazurach, pomosty... Drewno jest bardzo wdzięcznym materiałem i jeśli ma się trochę narzędzi, to naprawdę można zrobić ciekawe rzeczy. Ma to też walor finansowy. Jeśli samemu coś się zrobi, to już nie trzeba tego kupować.
Podoba się panu Sokółka?
- Tak.
Dlaczego?
- Pochodzę z miejscowości, w której też jest podobna konfiguracja terenu – pagórki, lasy. Zresztą Puszcza Knyszyńska sięga też tutaj.
Jakie pan ma marzenia?
- Jak każdy. Związane ze zdrowiem i rodziną.
A zawodowe? Co chciałby pan osiągnąć jako zastępca burmistrza Sokółki?
- Chciałbym, aby pani burmistrz Ewa Kulikowska i mieszkańcy gminy jak najdłużej darzyli mnie zaufaniem. Chciałbym jak najdłużej pracować dla Sokółki.
Czy spotyka się pan raczej z objawami sympatii czy niechęci?
- Zdecydowanie sympatii, za którą chciałbym wszystkim serdecznie podziękować.
Dziękuję za rozmowę.
Notował: Piotr Biziuk