27 milionów złotych przeszło gminie Mielnik koło nosa. Nad Bugiem miał powstać Park Historyczny "Trylogia". Nie powstanie. Mieli przyjeżdżać turyści. Nie przyjadą, przynajmniej nie tak tłumnie. A czy Sokólszczyzna i Sokółka mają pomysł na to, by przyciągać do siebie gości?
Pytanie podstawowe brzmi: po co nam turyści? Przecież za komuny na Mazurach nazywano ich "stonką", bo ich głównym zajęciem - oprócz wypoczynku - było wykupowanie deficytowych, kartkowych towarów. Czasy się jednak zmieniły, a za turystami idą pieniądze. Najprościej rzecz ujmując - dzięki nim kasa trafia do lokalnych przedsiębiorstw, a później - w postaci podatków - do gmin. Jeżeli turystów przybywa, trzeba zrobić wszystko, by czuli się tu jak najlepiej i pozostawali jak najdłużej. Przedsiębiorcy zatrudnią dzięki temu więcej ludzi, spadnie bezrobocie, miejscowi będą mieli więcej pieniędzy, a więc powinni też być bardziej zadowoleni, bo odpadnie im kilka egzystencjalnych problemów.
A z jakich atutów Sokólszczyzna mogłaby skorzystać?
1. Szlak Tatarski - w znacznej mierze już eksploatowany. To jeden z magnesów, który ściąga tu przyjezdnych. Niewielkie meczety to jedno, tatarska kuchnia - drugie. Świetną robotę wykonała w tej dziedzinie Dżenneta Bogdanowicz. W zabitej deskami wiosce wybudowała zajazd. Wiele osób pukało się w głowę, pytając, kto przyjedzie na koniec świata. Okazało się, że - owszem - przyjadą. W sezonie sznur samochodów ciągnie się z Supraśla w kierunku Kruszynian. Pomysłem na zdyskontowanie tej popularności jest zamiar budowy Centrum Kultury Muzułmańskiej. Oby tylko nie podzieliło ono losów Mielnika.
2. Cud w Sokółce - turyści i pielgrzymi przyjeżdżają do Sokółki od jesieni 2011 roku. Prawdziwy boom miasto przeżyło w sezonie wiosna - lato 2012. Zazwyczaj jednak goście spędzają tu godzinę, góra dwie, wsiadają do samochodów i jadą dalej. Nikt nie pomyślał o tym, żeby zachęcić ich do dłuższego pozostania w Sokółce. Jak? Wystarczy podpatrzeć, jak to robią gdzie indziej. Pod bokiem jest przecież Muzeum Ikon w Supraślu. Ekspozycja multimedialna to pierwszy z brzegu pomysł, jaki może przyjść do głowy. I niekoniecznie musi on dotyczyć tylko zjawiska cudu w Sokółce...
3. Sokólski romans z filmem - zupełnie niewykorzystany. Jakiś czas temu byłem świadkiem takiej oto sceny pod kościołem pw. św. Antoniego: przewodnik opowiadał pielgrzymom o tym, że w tym i tym budynku kręcono zdjęcia do filmu "U Pana Boga za piecem". I tyle. Jakiś czas temu pojawiły się informacje o serialu, który miałyby współfinansować miejscowe samorządy. Po co jednak tworzyć coś nowego, skoro nie potrafi się wykorzystać potencjału popularnego obrazu?
4. Wielkie Księstwo Litewskie (WXL) - dlaczego nikt nie nawiąże do 700-letniej historii tych ziem? Sokólszczyzna to - oprócz okolic Suwałk, Augustowa i Hajnówki - bodaj jedyny fragment Polski, który przed wiekami wchodził w skład Wielkiego Księstwa Litewskiego. Rodacy jadą na Białoruś czy Ukrainę, aby tam oglądać ślady dawnej świetności Rzeczypospolitej. A mogliby przyjeżdżać pod Sokółkę. Pomysłów na wykorzystanie tego atutu mogą być dziesiątki: park miniatur budowli WXL, muzeum magnaterii (pałac w Pawłowiczach nadawałby się do tego idealnie), obok którego stanęłaby karczma serwująca potrawy z dawnej tradycyjnej kuchni szlacheckiej, organizowanie warsztatów dawnych rzemiosł, czy nawet nauka języka prostego... Turyści byliby wniebowzięci.
Świetny pomysł na wykorzystanie potencjału turystycznego ma gmina Korycin, która - jak dotąd bezskutecznie - próbowała pozyskać unijne pieniądze na budowę Centrum Produktu Regionalnego i odtworzenie grodziska w Milewszczyźnie. To zresztą tam wykreowano imprezy, o których głośno w całej Polsce: święto sera i truskawki.
Ale czy warto to robić? Wielu samorządowców nie jest chyba do tego przekonanych...
ignis